Dzisiaj i mi udało się wyrwać nad wodę. Tak chciał los, że jak na razie na wędkowanie poświęcić mogę tylko jeden dzień na dwa tygodnie, więc nie odpuściłem dzisiaj mimo załamania pogody, które nie okazało się aż tak straszne. Początkowo planowałem jechać z samego rana, jednak jak wstałem i zobaczyłem jaka jest pogoda za oknem postanowiłem troszkę poczekać. Nad wodą byłem o godzinie 12. Wybrałem się nad jezioro zaporowe obok którego mieszkam. Rozłożyłem się w miejscu z nieco głębszą wodą bo miałem nadzieje, że przez spadek temperatury ryba będzie siedziała właśnie tam. Co się w ogóle okazało to jak już przyjechałem nad jezioro to nastąpiła zmiana pogody o 180 stopni. Wyszło słońce, wiatr się uspokoił i było naprawdę ciepło, nawet kurtki nie musiałem mieć założonej. Tak wyglądało moje stanowisko:
Mój arsenał składał się z białych, białych w kurkumie, pinek, dendrobeny oraz kukurydzy. Mimo usilnych starań, a starałem się naprawdę jak mogłem, nie udało mi się nic złowić. Szukałem ryby cały czas, kilka rzutów w jedno miejsce, zmiana przynęty, kilka rzutów, zmiana miejsca. Nigdy na jednej zasiadce nie obłowiłem dwoma wędkami takiej powierzchni jak dzisiaj.
Zestawy jakimi łowiłem składały się z żyłki głównej 0.16, przypon 0.14, feeder bead prestona, quick change bead i haki 16 kamasan animal. Próbowałem wszelkich możliwych kombinacji przynęt, czerwonego na włosie, i nic, ryb po prostu nie było, i gdyby nie boleń uganiający się za drobnicą na płyciźnie, to można by pomyśleć, że w wodzie nie było żadnych ryb. Cisza absolutna.
Dobrze, że chociaż pogoda jednak dopisała, to nawet mimo braku brań siedziało się całkiem przyjemnie.
Tak wyglądało jeziorko jak znosili mnie na tarczy pod koniec sesji:
Mam nadzieje, że za dwa tygodnie będzie na tyle ciepło, że będę już mógł połowić na płytszej wodzie i zacznę w końcu męczyć waggler method, no i oczywiście ryby łowić.
Ogółem mimo wszystko dzień i tak bardzo fajny