Pisałem już o tym, że diety w myśl uchwały sa tylko dla członków władz i organów z WYBORU. Czyli tylko dla tych którzy zostali wybrani na zjazdach. Inne osoby z różnych komisji problemowych (GKS, Rada młodzieży, Komisja zagospodarowania i inne komisje doradcze) NIE OTRZYMUJĄ DIET.
Ponawiam więc moje pytanie. Po co utrzymywać GR Suwałki, skoro nie przynosi ono zysków ZG PZW? Rozumiem więc, że wcześniej wędkarze do tego dopłacali, teraz zaś jestesmy na zero, nagrody dla pracowników też posżły z puli wypracowanej przez GR Suwałki. Jaki jest więc sens pakowania się w rybactwo? Aby mieć jeziora na Suwalszczyźńie i Mazurach? Z pikietami lokalnych wędkarzy, wściekłych, że mają tak beznadziejne wody? Coś tu nie gra
Albo więc Suwałki przynoszą komuś zysk (komu nie wiadomo, bo nie ma żadnych dokładnych i czytelnych zestawień i raportów), albo PZW pakuje tam kasę aby...no właśnie aby związek stał w miejscu i aby borykać się z masą problemów. Bo najwięcej protestują właśnie lokalsi, między innymi z Pisza. Byłem na Mazurach i łowiłem, dwa lata z rzędu na wakacjach, i wiem, że jest dramat.
Co powoduje więc, że PZW dalej sieciuje? Ja mam kilka domysłów, jednym z nich jest układ z IRŚ, który się dość mocno rozpanoszył w PZW, to znaczy związek wspiera naukowców rybackich ci zaś pomagają kiedy trzeba. Wprowadzając na przykład rybaków na Zalew Zegrzyński, przymykając oko na całą tę farsę z historią o odbudowie drapieżnika za pomocą rybaków
Ale rozumiem, że może 'polityka' nie pozwala na pisanie pewnych rzeczy tu na forum, jak już wspomniał Michał, pewien człowiek stracił pracę w IRŚ za wpisy tutaj, i bardzo konstruktywną krytykę instytutu. Jak się okazuje, tam nie można mieć innego zdania, przynajmniej głośno o tym mówić. My też znamy prace rybakoznawców odnośnie wędkarzy i wiemy, że oni nas nie lubią, zaś takich jak my, chcących nowoczesnej gospodarki wędkarskiej, traktują wręcz jak wroga i szkodnika. Bo ryby trzeba brać, a wypuszczanie to sadyzm
Jasne, bo bez tego wędkarze nie wpiszą się w zrównoważoną gospodarkę rybacką, która okaże się szkodliwa, a NIK mógłby narobić zamieszania i połamać kariery orędownikom sieci rybackich.
A odnośnie GR Suwałki napisał Pan:
Pisałem już o tym. To wody PZW i te wody zostaną w gestii PZW. Nikt z PZW ani łyżki wody nie odda na "rynek". Dlaczego? Pisałem o tym w którejś z odpowiedzi. Chcemy aby wszystkie jeziora były dobre, aloe na to trzeba programu, konsekwencji i równowagi w bilansowaniu się GR. To od jakiegoś czasu jest wdrażane.I tu widzę dokładnie to samo co u pana Heliniaka
Aby jeziora były dobre, proponuję usunąć rybaków, i dać rybom się rozmnożyć, samym z siebie. Tylko szczupaka trzeba zlimitować i ustawić mu odpowiednie wymiary ochronne i okresy. A reszta sama się odbuduje. Jest to program, który nic nie kosztuje. Ale problem w tym, że na to nie pozwoli prawo, a IRŚ będzie 'ucinął ręce' tym, co będą chcieli usuwać rybaków. I tu się cała koncepcja reformy PZW wali jak domek z kart. Bo przy braku zmiany prawa nie będzie zmian na lepsze, a te co się wydarzą, to i tak nastąpiłyby same z siebie
W przypadku jezior, praktycznie każde które zrezygnowało z odłowów sieciowych, zrobiło się dobre. I tak rzeczy tłumaczy właśnie ktoś taki jak Arlinghaus, ichtiolog o wielim autorytecie. I jemu wierzę, a nie profesorowi Wołosowi, zwłaszcza, że u nas stan wód jest fatalny, i nie zmieni tego to, ze ktos powie, że 'ryby są'.
Rezygnacja z GR Suwałki oznaczać może błyskawiczną reformę wędkarstwa, ponieważ bardzo szybko można wywalczyć wprowadzenie modelu wędkarskiego wykorzystania wód. Po prostu bardzo łątwo IRS przystawić 'pistolet do głowy', i jestem pewny, ze pójdą bardzo szybko na ustępstwa. Zwłaszcza jak by się miało wykazać jakie spustoszenie zrobiła zrównoważona gospdoarka rybacka, z wielką populacją kormorana włącznie. Sam IRŚ na współpracy z wędkarzami wiele by zyskał, bo zaangażowanie związku byłoby wielką pomocą w szeregu badań. Ale tam chcą żywić naród rybami i na wszystko patrza przez przyzmat wydajności z hektara.
Oczywiście nalezy też wspomnieć o biznesie zarybieniowym
Jeżeli wprowadzono by model wędkarski gospodarki wodami, to okazałoby się, że nie trzeba tyle zarybiać
A przypomnę, ze głównym klientem tu sa wędkarze, co płacą za to całkiem sporo, i nie wiadomo ile to kosztuje. Bo praktycznie nie mówi się o kosztach utrzymania ośrodków zarybieniowych, a co za tym idzie, nie wiemy ile kosztuje tak naprawdę kilogram kroczka czy jakiegoś innego narybku. Ktoś by tu stracił
I na pewno nie wędkarze.
Ale pomyślmy
Zmienia się medel wykorzystania wód, i zamiast rybackiego PZW realizuje wędkarski, oparty o tarło naturalne i zarybienia uzupełniające. I co się dzieje? Nagle koszty utrzymania wód stają się dużo niższe. Nie trzeba tyle przewalać ryb, za to można się skupić na właściwej gospodarce zbiornikami z użyciem fachowców, czyli ichtiologów. Przecież to oczywiste, że tak trzeba zrobić. A w PZW cisza
Bo ktoś straciłby posadki, bo nie byłoby na czym kombinować. To właśnie dlatego słyszymy od włodarzy PZW, powtarzających niczym mantrę, że 'się nie da, o przepisy na to nie pozwalają'. A PZW mogłoby te przepisy zmienić w ciągu roku, dwóch, setki tysiące wędkarzy by się podpisały pod tym projektem, a naprawa rybostanu byłaby kwestią kilku lat. Dlaczego nawet nikt się o tym nie zająknie? Bo włodarze PZW nie oddadzą nawet 'łyżki wody' jak się okazuje. Naprawa? Tak, ale tyko pod warunkiem, że koryta nikt nie ruszy. A więc poprawy nie będzie