10
« Ostatnia wiadomość wysłana przez beret_89 dnia 18.07.2025, 13:48 »
Wędkuję na wodach bez jakiejkolwiek równowagi biologicznej, unikanie karłowatych krąpi i leszczy to moja codzienność. Podstawą jest rezygnacja z wszelkich robaków i "proszków", ziemioglin i innych baz zanętowych, generalnie rezygnacja z podawania towaru koszykiem, ja u siebie łowię samym ciężarkiem i przynęta na włosie, najczęściej wofters 10-12mm, dzisiaj mówią na to "bombka", towar strzelam procą, 20-30 litrów fermentującej kukurydzy (czasem mieszam z grochem) na start i drugie tyle na donęcanie, ale tylko w razie potrzeby, można też spróbować niedużo grubego pelletu 18mmm. W większości sieczka szybko się odbije, średnia drobnica większość ziarna zje i odpłynie, a co towaru przetrwa pierwszą falę biomasy, to będzie powoli wabić większe ryby. Jedni powiedzą "ale po co aż tyle ziarna?", na zachwaszczonym drobną biomasą zbiorniku taka ilość towaru znika bardzo szybko, do tego u mnie dochodzi koluch co swoje też zje, kiedyś nurek nagrał moją placówkę, no to po prostu rzeź nie do opisania, nawet przeszło mi przez myśl żeby sypać więcej, ale to już robi się droga impreza, a poza tym skoro rezultat mam w miarę zadowalający, udaje się łowić leszcze po 40cm oraz karasie i nieraz lin z karpiem się przytrafi, to po co... To mój sposób na moje "katastrofy ekologiczne", u mnie działa, nie musi działać u innych.