Najgorsze jest to, ze taki kłusol jeśli już trafi przed sąd, to walnie skruchę, ,,że bezrobotny, że troje dzieci, że chory" a sąd orzeka czyn niskiej szkodliwości, śmieszne 200-300 zł kary i z głowy. Szkoda, że sąd określa wartość czynu sugerując się ceną kilograma skłusowanej ryby. Dlaczego nie policzy kosztu ,,wyprodukowania" takiego kilograma ryby. Kosztów w postaci pracy ośrodka zarybieniowego, transportu i zarybienia, ochrony wód itp. Dlaczego ja mam być bezkarnie okradany? W końcu to też moja ryba, bo płacę co roku na zarybienie! Ciekawe, gdyby gościa złapano na kłusownictwie na działce u Pana Prokuratora czy Sędziego..