Autor Wątek: Tam gdzie ryby rosną najszybciej  (Przeczytany 3365 razy)

Offline Druid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 740
  • Reputacja: 418
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Knurów, Górny Śląsk
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« dnia: 13.09.2016, 00:33 »
Tego lata zapragnąłem czegoś nowego. Pojechać gdzieś gdzie jeszcze nigdy nie byłem. Poszukać rybnej krainy, gdzie nie trzeba się martwić, że minie kolejny dzień urlopu, a na haczyku nie zawiśnie nic godnego nawet zdjęcia. Tylko gdzie?
Wieczorami siadałem w wygodnym fotelu i wertowałem czasopisma wędkarskie, oglądałem zdjęcia rożnych jezior i rzek. Odległość od domu nie była istotna, bardzo lubię podróżować swoim samochodem. W wędkarskich pismach przewijały się dość często informacje o Borach Tucholskich, kurcze pięknie tam jest! No i zgodnie z planem nie byłem tam nigdy. Poszedł w ruch komputer, mapa ta i tamta, strony miasteczek i urlopowych wiosek. O proszę – tu może być całkiem ciekawie. Dwa wielkie jeziora, przez które przepływa rzeka znana mi z nazwy, a wkoło naprawdę mnóstwo mniejszych i średnich jezior i jeziorek, często zagubionych w rozległych lasach. Jadę!
Samotnemu wędkarzowi nie potrzeba luksusów, ale wyrosłem ze spania pod namiotem. Kilka telefonów i znalazłem mały domeczek kempingowy do wynajęcia. Było w nim wszystko co trzeba – wygodne łóżko, aneks kuchenny i łazienka z ciepłą wodą. Na dodatek własne podwóreczko gdzie można było stawiać samochód. Kaszeba, który był właścicielem był jakoś zmieszany i trochę zdziwiony że jestem sam, domeczek był przystosowany dla czterech osób. Wolałem więc dla rozwiania jego niepokoju zapłacić mu z góry za pobyt – a on w podzięce przytargał sporą wędzarkę – bydzie pan mioł do wyndzynia!
- Oby tylko było co wędzić!
- Gupi nie chyci, to prawda –, ale wyglądasz pan na takiego co chycić umi!
Pomyślałem sobie że może faktycznie się przyda, wędzonych swojskich uklei już dobrych klika lat nie jadłem!
Rano nie zerwałem się skoro świt, wyspałem się a po kawalerskim śniadaniu i szybkiej kawie, która parzyła wargi wybrałem się na rekonesans bez wędek. W miejscu gdzie rzeka wypływała z wielkiego jeziora była przystań dla jachtów. Na długim pomoście siedziało kilku wędkarzy. Nie pytałem tylko usiadłem na murku wyżej, by widzieć prawie wszystkich i opalając się w porannym słońcu patrzyłem na ich poczynania. Po kwadransie już wiedziałem, że to nic nie da, bo wszyscy byli typowymi wędkarzami wakacyjnymi. Lichy marketowy sprzęt, grube żyłki  i spławiki tak spore że spokojnie bym stamtąd gdzie siedzę widział wszystkie brania. Co jakiś czas maleńki okonek lub płoteczka furkotały w powietrzu. O zgrozo! Nawet to zabierają? Jednak zszedłem i zacząłem rozmowę z takim jednym, który wydał mi się z nich najbardziej kumaty. Bardziej pytałem o głębokość, jakie dno, uciąg niż o ryby – ten jednak wylewnie mówił że ryba jest, ale nie bierze bo jest pełnia i za ciepło
Kaszeba przyniósł na moją prośbę dokładną mapę turystyczną okolicy. Wypytałem go gdzie warto by pojechać na ryby, ale nie był wędkarzem, więc niezbyt mi pomógł. Za to był zapalonym grzybiarzem, więc jeździł po okolicy i przynajmniej mi powiedział nad które jeziora da się dojechać, a nad które nie mam się wypuszczać bo ugrzęznę albo leśniczy wlepi mi mandat za wjazd do lasu.
Jedno z jezior wyglądało obiecująco. Typowa rynna ze stromymi spadami, bardzo czysta woda, wąski pas trzcin a w nim stare prawie zmurszałe stanowisko wędkarskie z kładką, po której trochę strach było iść, ale podpierając się kijem było to możliwe. Całe popołudnie poświeciłem na naprawę pomostu. Przydał się kłąb drutu, młotek i gwoździe. Nie wytrzymałem i wróciłem do domku po wędkę po to, by zbadać głębokość i co jest na dnie. Było idealnie – już na równo ze szczytówką wędki woda miała ponad dwa metry. Rozebrałem się i wlazłem do wody, wyciąłem trzcinki, które mogły przeszkadzać w czasie holu ryby i też te wszystkie, które zdążyły przerosnąć od dołu pomościk. Można więc łowić tak jak najbardziej lubię, stosować moje ukochane miniaturowe spławiczki. Co ważne, miałem też auto w zasięgu wzroku więc bez obaw że ktoś mi coś zmaluje. Idealnie!
W nocy kiepsko spałem, śniły mi się koszmarne sny o zardzewiałych kołowrotkach i żyłkach pękających  w palcach, do tego stopnia realne że zerwałem się w środku nocy i przejrzałem  sprzęt. Uff – wszystko w porządku., ale nie kładłem się już, zrobiłem kanapki, zaparzyłem kawę w termosie i gdy tylko pierwszy trznadel zakląskał natychmiast pojechałem nad jezioro.
Na miejscu skapnąłem się że nie zabrałem kaloszy więc po chwili już byłem mokry do kolan. Brr- sierpień a jednak już chłodno. Cisza poranka przeplatana nieśmiałymi ptasimi głosami, tajemnicza mgiełka nad sama wodą i wielki las wkoło. A ja tu sam samiutki – jezioro według mapy 90 hektarów a ja sam! Coś niesamowitego! Kilka łyków gorącej kawy i do dzieła, po kilku minutach oba zestawy już były w wodzie. Jeden spławik trochę cięższy na głębokości 4 metry – a drugi leciutki bliżej na 2,5. Kilka kul zanęty pod spławiki i zaczęło się oczekiwanie. Dobra ta zanęta, bąbelki wypływają drobniutkie, powoli, ale długo pracuje. Na drugim brzegu widok jak z kiczowatego obrazka – dwa jelenie weszły do wody po kolana i piją podnosząc na zmiany głowy i strzygą uszami. Nic ich nie spłoszyło więc napiły się i spokojnym majestatycznym krokiem poszły w las
Niestety moje spławiki stoją jak zaklęte. Ani skubnięcia. Zmieniam przynęty, wydłużam przypony, odchudzam je do niebezpiecznie cienkich rozmiarów – i nic. No, ale nie oczekuj od razu cudów – mówię do siebie. To pierwsza zasiadka, pierwsze porcje zanęty. Martwić się będę gdy minie cztery dni i nie będzie nic – teraz jeszcze mają prawo. Gdy wielkie słonce wyszło zza koron drzew zwinąłem się i zanęciłem ziarnem, niezbyt wiele, ale to początek. Potem gdy się wyśpię trzeba ugotować więcej
Drugi dzień był identyczny, trzeci też. A nie – na ten bliższy zestaw miałem szybkie branie i wyjąłem płoteczkę długości palca...
Tego trzeciego dnia gdy już się przymierzałem do zwijania sprzętu zaszurały krzaki za moimi plecami, a potem donośnie zamuczała krowa. A tak, tam jest taka wąska łąka z wysoką trawą, pewnie ktoś przyszedł krowę paść. Ten ktoś właśnie się pokazał – wyglądał jak gajowy Marucha. Nieogolony, robocze brudne ubranie i gumofilce, dymiący papieroch w ustach. Minę miał taką jakby kosmitę zobaczył. Powiedziałem mu dzień dobry – a on wykrzywił gębę w uśmiechu i odpowiedział – dobry, dobry! Tylko dla pana pewno niezbyt dobry bo nic pan nie złowił – i zaczął się śmiać tubalnym głosem.
Czwartego dnia też przyszedł, usiadł na karczu, przywitał się ze mną i patrzył na moje poczynania uśmiechając się pod wąsem
A pan by poczęstował papierosem?
Jasne – odpowiedziałem
To ja panu za to powiem wielką tajemnicę! I zaczął rżeć po swojemu
Panie – tu szkoda siedzieć, tu wcale nie ma ryb. Brygada rybacka trzepała to jezioro sieciami i prądem od marca do maja, wszystko co było większe od dłoni zostało zabrane!
To dlatego się pan tak śmiejesz na mój widok?
Tak! I zaczął się śmiać tak że aż posmarkał się przy tym. Potem odszedł z moim papierosem za uchem…
Do licha! Ciekawe czy to prawda! A może po prostu każdemu puszcza tą samą bajkę by nikt tu nie łowił? To niemożliwe by tak wielkie jezioro odłowić do cna! Fakt – cztery dni łowienia i nęcenia i tylko jedna malutka płoteczka może potwierdzać że ma rację
W tym momencie instynktownie popatrzyłem na spławiki. Co to? Z lewej strony wypłynęła wielka ławica bąbli, po chwili druga bardziej w prawo, za moment kolejna. Układały się w ścieżkę z lewej do prawej, to coś zaraz dopłynie do mojego dalszego spławika! Jakaś kolosalnie wielka ławica lecholi ryjących w dnie? A może karpi? Co to jest do diabła, jeszcze w życiu czegoś takiego nie widziałem!
Za spławikiem woda zawirowała a potem na powierzchni pokazał się czarny okrągły przedmiot wielkości ludzkiej głowy…..i to była ludzka głowa ubrana w strój nurka
Stojąc w wodzie zdjął maskę i fajkę, ukłonił się i pyta – bierze panu tu coś?
Byłem w lekkim szoku, ale odpowiedziałem że siedzę tu czwarty dzień i nic nie złowiłem.
Panie – ja opłynąłem całe to jezioro wzdłuż brzegu, widziałem tylko jednego szczupaczka ze 30 centymetrów i to wszystko za wyjątkiem narybku długości palca. Na środku jest może dwadzieścia metrów głębokości, zszedłem nawet  tam i nie ma śladu ryb!
Prysło moje marzenie...

Następnego dnia spałem zrezygnowany do południa. Już nic nie zakłócało mojego snu. Zdołowany patrzyłem na mapę pełną niebieskich plam na zielonym tle. Zszedł ze mnie zapał tak jak powietrze z jednego koła w moim aucie. Nawet nie chciało mi się tego naprawiać na szybko, znów gdzieś jechać i zawieźć się
Po obiedzie wziąłem Fedder, torbę i krzesło i poszedłem na tą przystań gdzie byłem zrobić wywiad na samym początku. Rzucę w nabierający rozpędu nurt Brdy, zanęcę i zobaczymy. Jeśli tam często ktoś łowi to ryby kojarzą to ze stołówką, tamci amatorzy nie łowią –, ale może mi się uda. Może też przyjdzie ktoś z kim warto pogadać o tutejszych łowiskach.

 Nurt był na tyle słaby że można było używać najcieńszej szczytówki. Zaraz za zacumowanymi jachtami pięć metrów głębokości, drzewo zasłania ostre słońce dając przyjemny cień rzece w tym miejscu. Pieczołowicie przygotowana zanęta, pachnące robaki i jakaś nowa mała nadzieja. Rzut, sprawne napięcie żyłki, odłożenie wędki  i to oczekiwanie, które uwielbiam. Mimo że wędkarzy było tam kilku to czułem się jakby ponad nimi, czułem się lepszy ( może zresztą niesłusznie). Po kilku minutach energiczne drgania szczytówki, zacięcie i pierwsza płotka. Niestety bardzo mikrych rozmiarów. Potem druga, trzecia, krąpik, okonek mały. Żadna z ryb nie była dłuższa od wypychacza.
 Marnie ., ale może pod sam wieczór cos większego podejdzie – toż to dopiero pora drugiej kawy. Mimo częstych rzutów a więc donęcań  brania słabły. W mojej głowie było tylko jedno – podchodzą większe ryby i drobnica odpływa, boi się. Zmiana przynęty na kukurydze – godzina bez brania. Zmiana na dwa czerwone robaki – okonek, któremu oczy wyłaziły na wierzch, tak się udławił. W końcu szczytówka wygięła się mocniej niż zwykle i natychmiast wyprostowała – zacięcie i już czuję że jest coś większego. Opór ryby  osłabł szybko i sprawnie podebrałem leszczyka. Dwóch wędkarzy wstało by się przyjrzeć. Zaledwie trzydzieści dwa centymetry. Delikatnie wsadziłem podbierak z rybą do wody – sąsiedni wędkarz aż krzyknął – panie! Jak masz go pan wypuszczać to lepiej mi go pan daj!  Za późno – mruknąłem pod nosem. Ryba była wolna. Zmierzch nadchodził powoli, nad rzeką pojawiły się stada muszek, jętek, komarów i innych małych owadów. Ukleja biła w te, które spadały na wodę jak miniaturowy boleń. Niestety komary zaczęły mnie żreć intensywnie a ja nie miałem niczego by się bronić przed nimi. Powoli zwinąłem sprzęt i z niewesoła miną poszedłem w kierunku domku. Chyba nic tu po mnie, rano trzeba oddać domek Kaszebowi  i ruszyć w drogę do domu. Szkoda. Niestety nie przyjechałem tu tylko po to by się zachwycać widokami – a naprawdę były przepiękne
Po śniadaniu i kawie powoli spakowałem się. Czekałem na gospodarza by zdać domek, posprzątałem z grubsza w nim i wywaliłem śmieci do kontenera stojącego na zbiegu dróżek. W tym momencie dziarskim krokiem nadszedł Kaszeba, uśmiechał się już z daleka
 - Taaa, słyszałem panie, słyszałem!
 - Co takiego?
 - Żeś pan wczoraj wieczorem złowił na przystani pięknego leszcza, co najmniej dwa kilo miał!
 To na pewno pan był bo mówili że złowił go facet taką dziwną chudą wędką i na czuja łapał bo spływaka nie miał, a to spryciarz z pana!
Zacząłem się śmiać jak opętany, wyłem po prostu i niewiele brakowało bym się w trawie zaczął tarzać ze śmiechu
- w tej krainie ryby rosną najszybciej na świecie!
I wybuchnąłem kolejną salwą śmiechu a gdy zobaczyłem minę Kaszeba  nie wytrzymałem i jednak wytarzałem się w trawie!
Pozdrawiam - Gienek

Offline Tadek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 996
  • Reputacja: 179
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Szczecin
  • Ulubione metody: feeder i spinning
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #1 dnia: 13.09.2016, 01:25 »
Świetnie się czyta. Gratki!

Offline Tomsza

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 600
  • Reputacja: 49
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Radomia okolice
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #2 dnia: 13.09.2016, 01:29 »
Rewelacja
Tomsza

Offline cumbajszpil

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 050
  • Reputacja: 40
  • Volenti non fit iniuria...
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #3 dnia: 13.09.2016, 08:01 »
Pierdziu, jakby mój ostatni wyjazd. Jezioro ok 50m głębokie i rybacy z siecią codziennie. Brrrrr.....
 :thumbup:

Offline Jędrula

  • Robinson
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 4 749
  • Reputacja: 379
  • Lokalizacja: Wodzisław Śląski
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #4 dnia: 13.09.2016, 08:10 »
Gienek ja zwykle wymiatasz :bravo: Bardzo mi się podobało.

Offline júlio

  • Zaawansowany użytkownik
  • ****
  • Wiadomości: 404
  • Reputacja: 14
  • Płeć: Mężczyzna
  • TU NIE MA RYB
  • Lokalizacja: Bydgoszcz
  • Ulubione metody: bolonka
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #5 dnia: 13.09.2016, 08:33 »
:thumbup:

W borach można jeszcze znaleźć rybne jeziorka. Trzeba było pisać szybciej.

Offline PawelL

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 230
  • Reputacja: 143
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Kozienice
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #6 dnia: 13.09.2016, 08:55 »
Fajne opowiadanie choć ... "smutne", bo pomimo "pięknych okoliczności przyrody i niepowtarzalnych", piękno kończy się wraz z lustrem wody ... .
Pod nim ... .
Paweł.

Offline koras

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 797
  • Reputacja: 196
  • Płeć: Mężczyzna
  • Więcej sprzętu niż talentu :D
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #7 dnia: 13.09.2016, 10:07 »
Opowiadanie niczym blues. Forma piękna, bardzo przyjemna w odbiorze dla słuchacza (tutaj czytelnika), jednak traktująca o smutnej rzeczywistości...
Marcin

Offline Druid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 740
  • Reputacja: 418
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Knurów, Górny Śląsk
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #8 dnia: 13.09.2016, 16:34 »
Dziękuję za przychylne przyjęcie mojego opowiadania :)
Pozdrawiam - Gienek

Offline zbyszek321

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 911
  • Reputacja: 186
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Drawsko Pomorskie
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #9 dnia: 13.09.2016, 17:24 »
Czytając, przez chwilę się rozmarzyłem. Szkoda, że na końcu nie było ryb. Super się czytało. Gieniu :bravo: :bravo: :bravo:
Zbyszek

Offline Mateo

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 832
  • Reputacja: 976
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
    • Spławik i Grunt
  • Lokalizacja: Śląsk
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #10 dnia: 13.09.2016, 23:30 »
Gienku, gratuluję kolejnego opowiadania :thumbup:
Pozdrawiam
Mateusz

Offline Kafarszczak

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 325
  • Reputacja: 162
  • Ważne, aby uwierzyć w moc zanęty i przynęty! :)
  • Lokalizacja: Stargard
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #11 dnia: 14.09.2016, 07:23 »
Bardzo wciągające opowiadanie !. Leci :thumbup:
Krzysztof

Offline e-MarioBros

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 938
  • Reputacja: 414
  • Lokalizacja: Jaworzno
  • Ulubione metody: gruntówka + sygnalizator
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #12 dnia: 14.09.2016, 09:00 »
Czy to się zdarzyło w realu czy też science-fiction? ;)
Byłem kiedyś (z 10 lat temu) na Mazurach koło Mrągowa i spotkałem się z bardzo podobną sytuacją ...
;)

Offline Druid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 740
  • Reputacja: 418
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Knurów, Górny Śląsk
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #13 dnia: 14.09.2016, 10:40 »
Czy to się zdarzyło w realu czy też science-fiction? ;)
Byłem kiedyś (z 10 lat temu) na Mazurach koło Mrągowa i spotkałem się z bardzo podobną sytuacją ...
Opowiadanie jest oparte na faktach. Niestety.
Pozdrawiam - Gienek

Offline e-MarioBros

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 938
  • Reputacja: 414
  • Lokalizacja: Jaworzno
  • Ulubione metody: gruntówka + sygnalizator
Odp: Tam gdzie ryby rosną najszybciej
« Odpowiedź #14 dnia: 14.09.2016, 11:01 »
To na pocieszenie :thumbup: ;)

Pani w mini sklepiku wędkarskim sprzedawała zezwolenia na różne okoliczne jeziorka.
Szły jak ciepłe bułeczki ;)
W zaufaniu powiedziała mi, że .... tu i tu i tu - szkoda czasu i pieniędzy ;)
;)