Nie, nie. Tony tarlaka to znikają przerobione na mięso, zamiast wracać do wody.
Bo to jest właśnie powód dlaczego część tej rybackiej nauki w Polsce, to jest jedno wielkie oszustwo, za które powinno się chociażby odebrać dotacje płynące z budżetu państwa za tą ich pseudonaukę
Ryby słodkowodne w Polsce należą do tych chudych i średniotłustych. Już z tego powodu zawartość kwasów tłuszczowych n-3 w 100 g ryby jest nikła.
Najchudsze w Polsce są właśnie ryby drapieżne, takie jak szczupak. Zawiera on zaledwie 0,2-0,4 g tłuszczu w 100 g ryby gotowej do sprzedaży. Jest to tyle co nic. Już karp ma więcej. Oprócz walorów smakowych mięso szczupaka nie ma zbyt wiele do zaoferowania dla zdrowia człowieka. Nikt z tym nie dyskutuje, bo to jest oczywista oczywistość. Jest cała masa badań na ten temat. Wystarczy również porozmawiać na ten temat z pierwszym lepszym dietetykiem. A jak ktoś nie ma kontaktu, to mogę mu dać do jednego z polskich autorytetów w tej dziedzinie
Jednak z uwagi na to, że szczupak jest jedną z głównych ryb trafiających na handel w Polsce, więc tworzy się te pseudonaukowe badania i mówi o prozdrowotnych właściwościach szczupaka
Szczupak i inne drapieżniki utrzymują przy życiu rybactwo na Mazurach. Dlatego też wprowadza się na rynek ryby w okresie tarła. W badaniach przoduje więc pewien instytut naukowy. Dlaczego?
Szczupak, jak i inne handlowe drapieżniki (np. sandacz) pełnią w Polsce niesamowicie istotną rolę, jeżeli chodzi o jakość wód. Żerują one bowiem na drobnej rybie karpiowatej. Tym samym pomagają one ograniczać biomasę fitoplanktonu. Już z tego powodu stanowią one konkurencję dla...rybaków, którzy swoimi odłowami (gospodarczymi, kontrolnymi, sanitarnymi) mogą skuteczniej walczyć z eutrofizacją polskich wód, aniżeli szczupak
W polskiej nauce rybackiej nie ma więc miejsca na ochronę ryb drapieżnych, jak można nimi ciągle zarybiać polskie wody, a następnie szybko je odławiać. Nie ma więc potrzeby, aby np. nie zarybiać nimi danej wody, a jedynie chronić populacje ryb drapieżnych, tam gdzie nadal istnieją naturalne populacje ryb drapieżnych. Musi być przecież racjonalna gospodarka rybacka, czyli ciągła produkcja ryb. Dlatego ten cały polski wymysł, czyli racjonalna gospodarka rybacka jest idiotyczna, wręcz "debilna" i jak najszybciej powinna odejść w zapomnienie, jako pseudonaukowe podejście do kwestii chociażby ochrony wód. Jaki jest sens dokonywania zarybień w miejscach w których ryby danego gatunku nie są zagrożone i gdzie naturalnie mogą się rozmnażać ? Żaden. Powód jest zwykle jeden
Dlatego nie wprowadza się regulacji ochronnych, bo np. "nadmiar" ryb karpiowatych zawsze można odłowić. Czym? Sieciami
.
To właśnie wynika z tych polskich pseudonaukowych badań. Dlatego też wielu polskich "naukowców" - z tą ich pseudonauką, którą nikt zagranicą nie bierze na serio - może jedynie z podziwem patrzyć na osiągnięcia naukowe np. R. Arlinghaus'a. Oczywiście jest wielu naukowców, którzy próbują coś zmienić w tym polskim naukowym szajsie. Jednak jak to nie jest po myśli pewnych osób wyznaczających naukowe trendy w Polsce, to zwykle źle kończą
Tym samym zdaniem wielu polskich autorytetów rybackich niecelowa jest ochrona drapieżników (np. poprzez górny wymiar ochronny), bo przecież drapieżnik idzie na handel i pozwala utrzymać się wielu gospodarstwom rybackim w tym kraju. Gdyby nie sprzedaż drapieżnika,to w wielu miejscach rybactwo by kompletnie zanikło. Nie trzeba go chronić, jak w pogotowiu zawsze stoją "naukowe" metody ochrony polskich wód, czyli sieci
Zobaczcie jedno pewien instytut naukowy, w co drugim badaniu mówi o problemie eutrofizacji polskich wód. W co drugim badaniu jest również mowa o antidotum na ten stan, czyli rybackich odłowach sieciami
Jednak w żadnym z badań tego instytutu, nie ma nic o zagrożeniach dla zdrowia człowieka, w związku z jedzeniem ryb. Nie ma nic np. o tym, że niektóre związki chloroorganiczne (np. DDT), polichlorowane bifenyle pomimo "wycofania z użytku" nadal „krążą” w środowisku, kumulując się szczególnie w rybach drapieżnych, wskutek funkcjonowania łańcucha pokarmowego (odkładają się głównie w wątrobie i tkance tłuszczowej ryb).
Nie ma nic o tym, że ryby drapieżne są najbardziej podatne np. na insektycydy chloroorganiczne. Nie ma nic o tym, że np. pestycydy kumulują się głównie w osadach dennych oraz organizmach wodnych, szczególnie tych, które pobierają ryby. Nie ma nic o zawartości dioksyn, furanów i PCB u gatunków ryb wszystkożernych np. takich jak leszcze, które zasysają zanieczyszczone dioksynami osady denne wraz z pokarmem i gromadzą w swoich tkankach dioksyny.
Jest mowa wyłącznie o eutrofizacji spowodowanej przez wędkarzy, którzy zbyt dużo zanęty wprowadzają do wody. Jest mowa o nadmiarze ryb karpiowatych, które powinny zostać odłowione sieciami. Z czego wynikają te pseudonaukowe wnioski ? Z badań konkretnych zbiorników? Nie. Skądże.To wynika z ankiet...wędkarskich
I to jest ta polska nauka. Jest też mowa o tym, że głównym szkodnikiem polskich wód jest kormoran. Nie tak nie jest. Rzeczywistość jest zgoła odmienna. Głównym szkodnikiem dla polskich wód jest ta pseudonauka, która później wyznacza normy i regulacje prawne obowiązujące w tym kraju.