Greg, musisz zrozumieć, że jedna składka sprawi, że niemożliwym stanie się robienie bilansu zabranych ryb, a to jest wymóg prawny. I nie jest to głupie ale bardzo słuszne. Wędkarze nie chcą rejestrów, więc jak niby prowadzić gospodarkę wodami? Wyobraźmy sobie Turawę, zaporówkę w okręgu opolskim. Nagle uderza tu masa wędkarzy, cholera wie ile ryby wyjeżdża. Gdyby za każdym wędkarzem, co tu łowi szły pieniądze, to Turawa 'dostawałaby' sporo kasy, lokalni wędkarze mieliby więc w zamian za opiekę środki na inwestycje, kontrole etc. Ale tak nie będzie, bo ludzie oleją wszelkie rejestry, kasy będzie tyle samo, za to masa wędkarzy, śmieci, problemów i coraz mniejszy rybostan. I co się stanie? Turawa zostanie pozbawiona ryb.
To o czym piszesz to jest myślenie o sobie samym, nie zaś o tym jak sprawić aby wody były rybne. Taka jest smutna prawda, nie mam do ciebie pretensji, tylko piszę jak jest. Aby zbierać trzeba siać, ci co chcą jednej składki na cały kraj natomiast chcą tylko zbierać. A kto posieje? Gdybyś myślał o tym jak sprawić aby ryby były, odrzuciłbyś taki projekt już na wstępie. Bo ja też bym chciał wiele rzeczy...
Pomyśl też o pracy ludzi, którzy dbają o łowiska. Opolski okręg jest mocny bo tu ludzie się starają, zaś mazowiecki jest słaby, bo ludzie mają wszystko w rzyci. I teraz - dlaczego ci co nie robią praktycznie nic, mają zżerać owoce czyjeś pracy? Bo wody sa nasze wspólne? Sorry, ale to jest właśnie komunizm. Oczywiście w jedną stronę, w teorii. Bo każdy chce brać, a mało który działać. przecież to logiczne, że wędkarze rzucą się na zadbane zbiorniki, gdzie jeszcze jest ryba. Taki okręg opolski zostałby zalany przez górników z katowickiego, w kilka lat zniszczono by większość wód. Ci którym się chce, odejdą i założą stowarzyszenia, PZW zaś będzie zrzeszać kormoranów w gumofilcach.
Kto lobbuje za jedną składką na Polskę? Póki co ci, co nie mają pojęcia jak się rzeczy mają. Ratunkiem dla polskich wód jest decentralizacja, czyli przekazanie ich lokalnym wędkarzom, nie zaś centralizacja. Przy zarządzaniu centralnym wędkarz nie czuje się u siebie, ale jak gość. I nie myśli o przyszłości, ale o tym jak najwięcej zagarnąć do siebie, zanim zrobią to inni. Przecież to szablonowy przykład podejścia typowego polskiego wędkarza.
Gdybyśmy byli wszyscy społecznością taka jak na SiG, to jasne, że taki projekt miałby sens. Ale jesteśmy ułamkiem niestety, skromnym procentem. Większość chce ryb, chce je zabierać, nie myśląc skąd te ryby mają się wziąć, ma być i tyle! Tragizm sytuacji pokazuje co myśli wędkarz o tym jak gospodarzyć wodami. Odpowiedzią na wszystko są zarybienia. Nie stawianie na tarło naturalne, ochrona stad tarłowych, tarlisk i ryb podczas tarła, mniejsze limity, częste kontrole i kary. Ma się zarybiać, najlepiej takimi sztukami po 1-2 kilogramy, idealnymi aby pociachać w dzwonki i usmażyć na dużej patelni na 'raz'. Bez kontroli, rejestrów, pisaniny. I wszystko za 250 zeta składki rocznej, jaka idzie na 50 wód okręgu!
To jest po prostu niemożliwe. Niestety, polski wędkarz chce zjeść jabłko i mieć je jednocześnie, ewenement. Dlatego mamy tak fatalne wody, i z roku na rok jest coraz gorzej.