Wedkarze "internetowi" cały czas żyją jakąś dziwną iluzja jakoby c&r było czymś czego chce większość wedkarzy. Otóż nie, myslę, że realnie jakieś 10% wędkarzy popiera tą ideę. Byc moze jest to mniej. C&r to fajne podejście ale spójrzmy prawdzie w oczy - jest to podejście, które najczeście wynika z totalnego egoizmu, zazwyczaj jest tez zwiazane z hipokryzją. Sumiarze wypuszczają sumy ale kilogramowego klenia czy leszcza założą na żywca bez skrupułów. Karpie kupione w gosp rybackim uzywane na przynętę z łamanie ustawy. Pan redaktor Szymański, guru spinningistów, promotor c&r wypuszcza sumka do wody ale w tym samym poscie chwali się jaki to pyszny był węgorz z rusztu - gatunek, którego pogłowie sięgnęło krytycznie niskiej liczebności.
Czy to jest dziwne? Nie. My tacy jesteśmy, pomiędzy zachodem i Rosją, zarówno fizycznie jak i mentalnie, nie cywilizowani, nie dzicz ale taka pół dzicz...
Pozwól, że wyjaśnię ci kilka rzeczy, których najwyraźniej nie rozumiesz, co jest spowodowane zacofaniem jakie wykreowało PZW poprzez brak jakiejkolwiek edukacji. Jesteś tego ofiarą najwidoczniej
Po pierwsze C&R to jest rodzaj gospodarki wodami, który ze względu na swoistą prostotę jest bardzo tani, ponieważ nie trzeba zarybiać. Oznacza to, że woda ma bardzo dobry rybostan, jednocześnie mało kosztuje. Więc środki można przekierować gdzie indziej, np. na zarybianie innych wód lub ich ochronę. Takie zbiorniki mając większą ilość ryb są doskonałym miejscem na organizowanie zawodów, szkolenie młodzieży (dziś koniecznością jest wykorzystywanie do tego rybnych łowisk, mo młodzi nie mają cierpliwości i nie będzie ich kręcić ciagłe łowienie płotek i uklejek). Ogólnie wielu wędkarzy chce takich łowisk, więc jest to magnes który przyciąga ich do opłacenia składek. W okręgu opolskim stworzono kilka takich łowisk, od zera, i dzisiaj są to jedne z najlepszych wód w Polsce i dorównują komercjom. Tam nie ma praktycznie miejsca w weekendy, podczas gdy na pobliskich wodach z których się zabiera, do tego mocniej zarybianych, siedzi kilku może wędkarzy. Pokazuje to jak pożądane jest tworzenie tego typu łowisk. Na Odrze - odcinku miejskim za to wędkarzy można policzyć na palcach jednej ręki, podobnie na Kanale Ulgi. Odległość tych łowisk od siebie to jakieś 5-10 kilometrów, na jednych masa wędkarzy na drugich cisza.
Po drugie C&R to sposób na ochronę drapieżnika i ograniczenie zakwitów. Największym problemem polskich wód jest brak drapieżnika w odpowiedniej liczbie, chodzi głównie o szczupaka. Powoduje to bardzo często nadmiar drobnicy, karłowacenie gatunków jak wzdręga czy leszcz, co prowadzi do dużo częstszych zakwitóœ, które bardzo niekorzystnie wpływają na zbiornik, do tego grożą śmiercią ryb i zatruciami, jeśli chodzi np. o algi. Szczupak, będąc w odpowiedniej liczbie reguluje liczbę białej ryby, a to znów powoduje, że nie są wyjadane w nadmiarze organizmy żywiące się glonami, przez co jest stan równowagi. Zakwity mogą powodować również powstawanie stref beztlenowych i szybsze obumieranie zbiornika, często też powodują że nie da się wędkować, jest fetor.
Po trzecie wypuszczenie ryb to ocalnie im życia, a to znów przekłada się na to, że podchodzą one do tarła, dając życie setkom tysięcy małych rybek. Taki lin, który nie zostanie zeżarty prawdopodobnie się wytrze (łowi się je głóœnie przed tarłem lub w ich trakcie - podchodzą do niego kilkukrotnie), a im większa ryba, tym więcej ma ikry. To nie sarna czy łoś, które nieważne jakie mają rozmiary mają jedno lub dwa młode. Tutaj relacja jest inna. Lin 30 cm a 50 cm to znaczna różnica w ilości ikry. Tak więc wypuszczanie ryb to jakby dbanie o naturalne zarybianie, najlepsze, bo robi to lokalna ryba, odporna na choroby i przystosowana do tego zbiornika właśnie. Narybek innego pochodzenia (od ryb z innych okolic) ma tu często problemy.
Po czwarte to czy należy jeść złowione ryby? NIe każdy musi lubić ich smak, ja na przykład mam torsje jak czuję zapach smażonego karpia, pryz leszczu to bym chyba się porzygał. Nie muszę też udowadniać innym, że moje przeżycie zależy od tego, czy zjem to co złowię. Stać mnie na kupno żywności, a jak mam ochote na rybę, to kupię sobie jakąś morską. Jako myśliwy natomiast mam możliwość uwolnienia złowionej ryby, i mnie jest z tym dobrze, rybie zapewne też
Po piąte należy rozumieć, że gospodarka na zbiornikach, gdzie zabiera się ryby, i które nie są relatywnie duże (do kilkudziesięciu ha) jest bardzo trudna. Bo trzeba dopasować ubytki w rybach do ilości wprowadzanego narybku. W Polsce dzierżawa wody i operat to 10 lat, więc jeśli źle określi się wielkość zarybień, mamy postepującą degradację wody, bo stada tarłowe się kurczą, na koniec zostają niedobitki ryb i zbyt skromne zarybienia. DLatego tak ważne są rejestry połowowe, które gdyby były wypełniane rzetelnie (to znaczy nawet z późniejszą datą, aby nie pokazywały naruszenia limitów dziennych) zmuszałyby do zwiększenia zarybień. Ale okręgi nie chcą zarybiać 'zbyt dużo'. Bo nie mają ani kasy ani możliwości często (zdolności produkcyjne ośrodków zarybieniowych 'nie są z gumy'). I to jest główny powód fatalnej sytuacji polskich zbiorników. Ubytki nie są uzupełniane tak jak powinny. I wytłumaczę od razu, dlaczego za PRL-u była ryba. Bo wtedy były duże stada tarłowe, a wędkarze nie mieli takich zdolności jak dzisiaj (niedoskonały sprzęt i metody połowu). Potrzeba było wielu lat aby doprowadzić do degradacji łowisk, zajęło to 10-20 lat mniej więcej. Teraz mierzymy się z coraz większymi problemami, jest coraz gorzej.
W dzisiejszych czasach Polska jako jedyny kraj w Europie ma tak zdewastowane i przełowione wody. Brakuje nam najbardziej szczupaka, choć zarybiamy nim na potęgę, co pokazuje, ze zarybienia nie działają i są jedynie uzupełnieniem gospodarki rybackiej a nie jej podstawą. DObra ilość drapieżnika to też walka z eutrofizacją. DLatego właśnie rozwiązaniem jest no kill czy C&R (złów i wypuść), bo w ten sposób można odbudować rybostan, bez wielkich wydatków, praktycznie to zmniejszając koszta gospodarki wodami. Można wprowadzać rotacyjnie no kill na zbiorniki, może bez odniesienia do wszystkich gatunków, bo na większości wóð spokojnie można pozwolić na zabieranie np. karasia srebrzystego, wzdręgi, leszcza czy krąpia. A trzy lata zazwyczaj wystarczą, aby odbudować populację szczupaka, który ma bardzo duże przyrosty. Gorzej z gatunkami jak lin czy brzana, te rosną dużo wolniej. Podstawą jest wprowadzenie górnych wymiarów ochronnych, tak aby chronić największe ryby, które stanowią trzon stad tarłowych. Matka natura nie robi niczego bez sensu, i jest powód aby ryby osiągały takie rozmiary.