Prawda jest taka, że w nęconym miejscu nie złowiłem nic przez 7 godzin miałem tam tylko nurkujące łabędzie
wyjadały wszystko co zaspodowałem.
Widziałem dwa spławy czegoś dużego 3 stanowiska dalej i postanowiłem pójść tam gdzie jest ryba, tak jak to robią angielscy karpiarze wziąłem alarmy i dwie wędki i szybko zarzuciłem w miejsce gdzie zapamiętałem spław. Wędki na sygnalizatory podpiąłem hangery nawet nie włączyłem sygnalizatorów bo szedłem po trzecia wędkę i resztę sprzętu. Kiedy wracałem na stanowisko hanger opadł na pomost (klasyczne branie leszcza z dużej odległości).
Tak więc sprawdza się najstarsza z prawd, że trzeba łowić tam gdzie są ryby bo branie miałem po 4 minutach od zarzucenia, potem pogoda się popsuła i więcej spławów nie widziałem.