Nareszcie... Wyczekany, upragniony dzień, w którym mogłem pojechać nad wodę. Już od rana pakowałem przynęty, myślałem o zanętach. Zalałem mieszankę pelletów CSL z kieliszkiem wódki (eksperyment), żeby wchłonęły. Ach!
13 na zegarze, dziadek do dziecka przyszedł - ruszam. Cel - łowisko towarzystwa Żbik. Zajeżdżam nad wodę, pusto. Super! Zerknięcie na tablicę - do 23 III zakaz łowienia, bo zarybione kroczkiem... Z pobliskich drzew uciekły ptaki. Jakiś hałas je wystraszył.
Ruszam. Cel - łowisko Szczęsne. Zajeżdżam, pusto. Super! Dzwonię i cisza. Nikogo nie ma. Z pobliskich drzew uciekły ptaki...
Mógłbym tu przez łzy wykrzyczeć piękne słowo na K, ale zakończę humorem z Barei - i tak mam dobrze, bo nie wziąłem wózka i musiałbym na Szczęsnym sprzęt dźwigać.