Jak już wspomniał Jędrzej we wcześniejszym poście, dzisiaj miałem mały "dzień konia" nad wodą
Uprzedzam od razu, że zdjęć wielkich ryb nie będzie, bo ich dzisiaj nie złowiłem po prostu
ale do rzeczy...
Urlop na dzień dzisiejszy zabukowałem sobie jeszcze w lutym. Myśl była taka by wykorzystać go na wiosenną rybaczkę.
Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, sprzęt i strategię przygotowywałem od wielu dni
Z wielkimi emocjami,
śledziłem też wszystkie możliwe prognozy pogody. Gdy myślałem już, że nic mnie nie zaskoczy, wczoraj rano budzi
mnie gorączka, gile z nosa oraz ból gardła
Na szczęście należę do ludzi upartych, więc postanowiłem
wziąć sprawy w swoje ręce. Wymyśliłem sobie, że terapia wstrząsowa w postaci czosnku, miodu i cytryny przez cały dzionek,
to jedyne słuszne wyjście. Na wszelki wypadek, przed snem zaaplikowałem sobie jeszcze herbatkę z whisky, niby góralską
Po mimo deszczu za oknem i ziąbu, pełny nadziei położyłem się spać. Rano uradowany stwierdzam, że jest dobrze, goraczka
i ból gardła minęły, no może troszkę z nosa leciało dalej, ale to pryszcz
Nawet moja Żona życzyła mi szczęścia widząc, że
się twardo zbieram na ryby
Dzięki Bogu deszcz ustał
Nad wodą melduję się chwile po godzinie ósmej. Jako miejsce połowu wybrałem ulubiony akwen naszej ekipy.
Stara żwirownia, będąca obecnie zbiornikiem licencyjnym PZW. Tutaj z chłopakami zamykałem sezon 2016, niemalże 4 miesiące temu.
Pełny optymizmu rozstawiłem się z całym majdanem na ukochanym miejscu.
Wschodni wiaterek w sprytny sposób ominąłem za sprawą sitowia i parasola. Jest dobrze, nie zmarznę, można łowić
W ruch poszły dwie wędki DS, feeder z ulubioną metodą oraz leciwy już picker uzbrojony w tradycyjny koszyk.
Zanętę przygotowałem wyjątkowo skrupulatnie, jak na siebie. Mieszankę miksu rybnego (halibut), wzbogaconą o kilogram
zmielonych prażonych konopi, podzieliłem na dwie porcję. Jedną część dopaliłem drobnym pelletem, pod metodę. Druga pod
koszyk, pinką, białymi i kukurydzą konserwową. Na dzisiejszą sesję zabrałem minimum przynęt. Sprawdzoną kuku, pellety i robactwo.
Zabawa zaczęła się w zasadzie od samego początku. Nawet nie zdążyłem nalać kawy z termosu do kubka, już mam pierwsze
branie, na robaczki pod koszykiem. Na brzegu po fajnym braniu, melduje się jaź około wymiaru.
Lekko zdegustowany wypuszczam maluszka. Dziwi mnie podejście włodarzy mojego koła. Pamiętam dobrze jesienne zarybienie,
m.in. tym gatunkiem właśnie. Nie wiem czym Panowie się kierowali, wpuszczając do zamkniętego zbiornika ten gatunek...
Po mimo moich obaw o zmasowany atak wygłodniałych jazi, kolejne branie na pickerku kończę pierwszym w tym roku karpikiem.
Rybek niewielki, typowy gówniarz z zarybienia, ale cieszy
W tym momencie dzwonie do Jędruli, następnie do Mariusza z informacją, że jest dobrze.
Rybek się uaktywnił na tyle, że ciężko było w spokoju porozmawiać przez telefon
Ruchliwy zrobił się nawet kijek z ulubioną metodą, który stał wcześniej jak umarły.
Miałem momentami istny kabaret. Holując jednego maluszka, notuję odjazd na drugim kiju, co skutkuje dubletem
Ryby nie powalały wielkością, jednak nie dały się nudzić. Ciężko było w spokoju zapalić papierosa czy wypić kawę
Tak o to sesja, minęła mi wyjątkowo miło. Za sprawą karpików z jesiennego zarybienia, miałem co robić
Nie było różnicy, zarówno mały pellecik krill-owy jak pinki z białymi dawały radę.
Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się na tej wodzie, takiego obrotu sprawy.
Sytuacja momentami przypominała wizytę na jakiejś komercji
po mimo, że rybki nie były duże.
Największy zmierzony karpik miał raptem 53 cm, może około 3 kilo wagi.
Nie obyło się oczywiście bez spinki, zaliczyłem dwie albo trzy.
Dodatkowo jakiś skubaniec wygiął mi po odjeździe haczyk
Pod koniec sesji gdy myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy mam obcinkę na metodzie...
Myślę, że jakiś szczupły zasmakował pelecika. Na pocieszenie gdy pomalutku zbierałem
majdan, po pięknym braniu na pinki, udało mi się wyciągnąć urodziwą płoć, niemalże 29 cm.
Szczęśliwy, spełniony oraz nałowiony kończę ten dzień.
Moim "łupem" padło finalnie jedenaście karpików, oraz płotka i mały jazik.
Jutro przerwa, odwiedzamy targi w Sosnowcu. W sobotę spróbujemy tą miejscówkę, już w komplecie