Witajcie!
Dziś był mój trzeci wyjazd nad wodę w tym sezonie, pierwsze dwa nazwał bym tylko rekonesansem, ponieważ dwie pierwsze zasiadki trwały niecałe dwie godziny. Jechałem sprawdzić czy już biorą, mając ze sobą w zasadzie tylko wędkę, podbierak i kukurydzę. Złowiłem dwie ładne płotki i tylko tyle.
Jednak dziś wziąłem już wszystko, łącznie z zanętą i paroma rodzajami przynęt (kukurydza, pelety, białe robaki).
Ponieważ na zbiorniku (PZW) którym łowię w Niedzielę odbywały się zawody nie liczyłem na wielki wyniki ze względu na bardzo dużą ilość wrzucanej zanęty. Tak było w zeszłym roku, gdzie po nocnych zawodach ryba nie żerowała przez kilka ładnych dni.
Na miejscu byłem około 6:30, przywitała mnie piękna mgła, wschodzące słońce, śpiew ptaków, Boża cisza i spokojna woda
Łowienie zacząłem jak zawsze odległościówką, na haku kuku...
Pierwszy rzut i po kilkunastu sekundach ku mojemu ogromnemu zdziwieniu melduje się pierwszy karp, 36 cm.
Drugi rzut, mija 30 sekund, jest drugi karp, 38 cm
Trzeci rzut, mija może minuta, jest trzeci karp...
W sumie po pięciu rzutach miałem 4 karpie na koncie !!! bo jeden się spiął...
Wtedy pomyślałem sobie że pewnie trafiłem na jakieś małe stadko, które za niedługo odpłynie... Jednak w tym dniu Bóg miał inny plan. Bo tego co nastąpiło później nie zapomnę raczej nigdy...
Około 90% rzutów kończyło się braniem, w sumie złapałem 18 karpi! Jednego amura i 5 karasi
Pierwszy amur w tym sezonie.
Może to dziwnie zabrzmi ale to pierwsze karasie, które złowiłem w moim życiu!
To był niesamowity dzień!
Cała wyprawa trwała nieco ponad trzy godziny, na wodzie PZW.
Ps. Na koniec jeszcze jedna ciekawostka, nad stawem siedziało ze mną trzech wędkarzy, ten który siedział blisko mnie złapał jednego karpia, drugi tylko płocie.
A w Niedzielę na zawodach gdzie siedziało prawie 40 wędkarzy, nie złapano ani jednego karpia...
Takie są uroki naszej pasji