Tak więc w końcu się doczekałem. Po blisko dwutygodniowej przerwie w łowieniu, spowodowanej remontem łazienki, udało mi się dzisiaj zrobić króciutką sesję. Już wczorajszego dnia nerwowo przebierałem nogami i nie umiałem się na niczym skupić
Moja drużyna zaplanowała bowiem pierwszą nockę w tym sezonie, na legendarnych już Ochabach. Niestety o urlopie mogłem zapomnieć a miałem III zmianę w robocie
Z wielkim żalem musiałem odpuścić. Na pocieszenie wymyśliłem sobie, że rano zawiozę moją do pracy i wyskoczę na 6 godzin na ukochaną żwirownię. Jak zaplanowałem tak zrobiłem, powrót do domu o 2.30, o trzeciej kładę się na krótką drzemkę, by o 5 30 ruszyć w drogę. Odwożę ukochaną do roboty i obiecuję wrócić tuż przed końcem jej zmiany
Po mimo zmęczenia i niedospania radość ogromna. Nawet nie pewna pogoda nie popsuła mi humoru. Na miejscu okazuję się, że dwie moje ulubione miejscówki są zajęte. Karpiarze siedzą na nockach...w sumie 4 ekipy na całym zbiorniku. Trudno, rozkładam się w miejscu na którym ostatnio Jędrula złowił dwa karpiki. Z tego stanowiska do tej pory nie łowiłem. Jednak sąsiaduje ono z plażą, na której w przeszłości dane mi było wyciągnąć kilka fajnych rybek.
Gdy rozłożyłem już cały majdan, sprzęt i stanowisko, zabrałem się za nęcenie miejscówki. W ruch poszedł średni spomb, który ładowałem miksem pelletów i kukurydzy konserwowej. Łowy zaczynam chwile po godzinie siódmej.
Początek nie przyniósł niestety żadnych wskazań. Rybek praktycznie nie reagował na moje poczynania. Dodam, że łowiłem w ulubiony dla siebie sposób. Zestawy z metodą, kosze 60 i 40 gram, wędki karpiowe, alarmy. Zmiana przynęt również nie skutkowała, dała zaledwie jedną ocierkę. Nawet początkowo przyjazna pogoda zaczęła się stopniowo psuć. Nadeszły chmury, a z nich deszczyk, oraz coraz mocniej wiało w moją stronę
Chwilę po godzinie 10, odczytuję smsa od Mariusza, który dalej walczy z Jędrzejem na wspomnianej komercji. Wieczór i noc dała im kilka brań, od rana, nie wliczając jakiś płotek studnia
Jakby na potwierdzenie tych wiadomości orientuję się, że ostatnia już ekipa karpiarzy składa się do domu. W ty momencie było już dla mnie jasne, że ryby będą w tym dniu miały mnie w dupcu...Trudno najwyżej odpocznę nad wodą. Zmęczenie dało się we znaki, zasypiam
Krótką drzemkę przerwał w końcu porywisty wiatr i przeszywające zimno. Nie wytrzymałem musiałem wstać i rozprostować kości. Wychodzę na skarpę po wyżej mojego stanowiska. Mam tu widok na cały zbiornik. Pusto, wszyscy się już pozbierali...Odpalam smrodziucha i obserwuję wodę. Nagle pii, piii, piiiiii, hanger pod karpiówką rytmicznie podskakuje. Trochę nie dowierzając zbiegam w dół, i chwytam za wędkę. Siedzi
Czuję od razu, ze rybek nie jest już maleństwem. Hol się nieco przedłuża , ale spokojnie dociągam pod brzeg swoją zdobycz. Przed podbierakiem wyłania się przyzwoity amur
Piękna, złota torpeda. Sprawnie ją podbieram i umieszczam na macie.
Nie jest to olbrzym ale cieszy ogromnie, w końcu pierwszy w sezonie. W dodatku po zmierzeniu orientuję się, że mam nowy PB w tym gatunku
71 cm azjaty
Masę ryby oceniam na około 6.5 może 7 kilogramów. Niestety swoją wagę elektroniczną pożyczyłem Chłopakom na nockę
Robię ostatnie zdjęcie amurowi, tym razem na rękach. Niestety samojebka nie wyszła najlepiej. Trudno i tak pamiątka będzie
Po wypuszczeniu zbója, ładuję podajnik w to samo miejsce. Na włosie mam sprawdzoną komplikację. Bałwanek z czosnkowej kuku oraz łososiowy pływający dumbels w kolorze czerwonym. Po krótkiej chwili mam kolejne branie. Tym razem smakoszem okazał sie przyzwoity leszczyk, 51 cm.
Zdjęcie, wypuszczam malucha, zarzucam i odpalam fajkę. Dzwonię do Mariusza, okazuję się, że u nich również jest ruch w interesie.
Lądują ładne karpie
Wiatr się zmaga, zmienia kierunek na zachodni, czyli w pysk, a ja notuję następne branie
Tym razem nie było tak łatwo. Rybek stawiał opór niczym 10 kg karp. Chodził tępo i spokojnie, cały czas przy dnie. Bałem się go na siłę pociągnąć, dlatego hol się nieco przedłużał. Dopiero przy brzegu, zauważam, że nie jest to kolos na miarę godzinnej walki
Ładuję siłacza do podbieraka. Piękny gruby karpik, kształtem przypominający piłkę lekarską
Miara wskazuje 57 cm, wagę oceniam na około 4,5 kilogramów.
Samojebka i do wody
Po tej rybie następuję chwila przerwy. Dla mnie to nieistotne bo i tak miałem dobrą zabawę do tej pory. Odpoczywam planuję następną zasiadkę, chillout
Sielankę przerywa branie na kukurydzę czosnkową. Zacinam, czuję miły opór i trach...okazało się , że poszedł przypon z żyłki 0,25 mm. Chyba w tym sezonie całkowicie przejdę na plecionkę... No trudno. Czas leci, zbliża się niechciana godzina odjazdu. Pomału zbieram graty, parasol, zanęta, składam torbę ...piiiii. Kolejny odjazd na kuku
Po krótkim holu, wyciągam pod brzeg niewielkiego, jednak urodziwego karpika.
51 cm, tyle pokazała miarka. Wypuszczam ostatnią rybkę dzisiejszej sesji i zadowolony zbieram resztę majdanu.
Reasumując. Przyjemnie spędzone i długo wyczekiwane kilka godzin nad wodą. Cieszę się, że postanowiłem pojechać, pomimo niesprzyjających prognoz i ograniczonego czasu. Miła niespodzianka w postaci Amura. W głowie myśl by w świąteczny poniedziałek ponownie odwiedzić to miejsce...zobaczymy.