Dziś spontaniczny wypad na łowisko Ciosny. Spontaniczny, więc z pakowaniem poszło nie tak i zmuszony byłem łowić bez podpórki.
Na miejscu byliśmy dopiero o 10:30. Rozbiliśmy się obok parkingu.
Po drugiej stronie tylko dwie osoby łowiły na karpiówki.
Jak się później okazało na połowie łowiska, lecz za bardzo sobie nie przeszkadzaliśmy, mimo iż w trakcie ich zestawy lądowały co raz bliżej.
Trochę wiało, fale jak na Bałtyku, ale słońce z początku wyglądało spomiędzy chmur.
Z początku wszystko wskazywało na bardzo słaby dzień.
30 minut bez żadnego brania. Nawet wskazania nie było. Totalne bezrybie.
Pewnie ciśnienie.
Panowie z naprzeciwka także nic przez nasze 35 minut rozkładania i kolejne 30 minut łowienia nic nie złapali.
Wtedy w oczy moje rzuciły się pianki pop up. Po ich założeniu na przypony pojawiły się karasie.
Ewcia oczywiście łowiła w między czasie karpiki.
Ja dalej karasie.
Różne różniaste
Przyznam, że podpalenie w koszyku przynęty goo tutti frutti nie pozwalało na chwilę odpoczynku. Nawet typ przynęty nie miał już znaczenia.
Po jakimś czasie pogoda się zrobiła nieciekawa. Wiało w porywach do 40 ciemne chmury zasłoniły niebo...
Brania ustały.
Panowie z naprzeciwka odpuścili i zaczęli się zwijać. W sumie nawet 3 ryby złowili,
, mimo iż ich zestawy lądowały nawet o 2 metry od naszych...
Mimo powszechności takiego zachowania, nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić.
Po chwili przerwy w braniach przypomniałem sobie, że mam jeszcze do wypróbowania swojego Robin reda.
Woda znowu się otworzyła. Karasie ustąpiły miejsca karpiom.
Niestety wytrzymaliśmy tylko do 15:30, jak już trzeba było trzymać wędki na podpórkach. Wiatr wyciągnął cale ciepło i trzeba było się już na serio pakować.
Jako że nie liczyliśmy karasi zbyt dokładnie oszacowalismy dzisiejsze połowy jako 39 ryb. W tym 7 karpi.
A i leszczyk był.
Edit:
Ewcia stawia
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka