Majowy weekend zacząłem szybciej niż przewidywałem, bo w niedzielę 30 kwietnia
Udało mi się przekonać moją i dostałem pozwolenie na pierwszą nockę w tym sezonie. Tak więc nad wodą (żwirownia pzw), melduję się późnym popołudniem w niedzielę. Liczba wędkujących przeszła nawet moje oczekiwania, dosłownie wędkarz na wędkarzu. Miałem w planach usiąść na sprawdzonym, ulubionym miejscu, jednak było ono delikatnie mówiąc zajęte...
Na szczęście udało mi się spotkać znajome małżeństwo karpiarzy, którzy od dnia poprzedniego okupowali jedno z miejsc. Korzystając z zaproszenia rozbiłem swój obóz koło nich. Miejscówkę znam doskonale, już kilka fajnych rybek udało mi się tu wyciągnąć. Dodatkowo atutem tego miejsca jest obecność plaży, do dyspozycji zatem miałem zarówno jedno z nielicznych na tej wodzie wypłyceń, jak i głębszą wodę.
Rozłożenie całego majdanu zabrało mi troszkę czasu. Potem zabrałem się za spodowanie. Towaru przygotowałem sporo. Około kilogram miksu pelletowego, kilogram gotowanych konopi plus kukurydza konserwowa. Całość solidnie dopaliłem olejem rybnym.
Nie powiem, wywalenie tego wszystkiego średnim spombem do wody trwało dłuższą chwilę
Po nęceniu przyjmuję zaproszenie wspomnianych karpiarzy, na wspólne
. W trakcie rozmowy dowiaduję się, że na całym zbiorniku rybek zamknął pyszczek. Dość powiedzieć od czwartku nikt nic nie złowił, pomijając jednego miśka 11 kilo, zarybieniowego gluta i leszcza 56 cm
Takie informację nie wróżyły sukcesów jednak po cichu liczyłem, że rybek w końcu się uaktywni. Może w nocy coś zacznie żerować...
Przed nastaniem zmroku pogoda się uspokoiła, zrobiła się flauta na wodzie, co po chwilę coś się spławiło.
Myślę sobie zaraz się zacznie
Niestety, nocka również nie przyniosła żadnych brań.
Dosłownie 3 ocierki, tyle miałem wrażeń w nocy
Sytuacja patowa, ale nie tylko u mnie. Rano okazuję się po wspólnej konwersacji, oraz kilku telefonach, ze nikt nic dalej nie łowi
Nie zrażony łowię dalej, powolutku staję na głowie kombinując z przynętami itp.
Dzień mija mi bardzo sympatycznie, za sprawą znajomych karpiarzy
Było wspólne piwko, ciepły bogracz i grill. Niestety rybki dalej nas miały w dupcu. Chwilę przed południem zacinam jedyne jak się okazało branie. Pływający dumbels czeskiej firmy dał mi pół metrowego karpia.
Już myślałem, że po tej akcji będzie progres, że ruszą...niestety dupa. Przed godziną 20 przyjechała po mnie małżonka, zrobiliśmy z przyjaciółmi wspólnego grilla i ruszyliśmy w podróż powrotną. Dosłownie przed chwilą rozmawiałem z kolegą, który wspólnie z żoną dalej siedzi na tej wodzie....niestety ciągle cisza. Jutro w planach mam wspólną rybaczkę z Jędrulą. Nie wiem jeszcze gdzie pojedziemy, ale na pewno damy znać jak wyniki