W końcu coś drgnęło w moich tegorocznych połowach
. Wcześniej nawet nic tu nie wrzucałem, bo na tle Waszych ryb, moje płotki i japońce to żenada
.
Do rzeczy - łowisko to 0,7ha glinianka o średniej gł. 2-2,5m z większymi dołkami i brakiem klasycznych płycizn. Kilka stanowisk, nierówne dno, trochę gałęzi w wodzie, woda kapryśna pomimo dość bogatego rybostanu. Nęciłem tylko dzień przed połowem karmą dla gołębi (ugotowany mix ziaren) + granulat AA 6-8mm + słodka kukurydza, zalane olejem łososiowym + ostre przyprawy. Zasiadka w piątek od 17tej trwała do 11tej w niedzielę. Na wodzie tony pyłków oraz "kotków" topoli, nagła zmiana temp, wiatru itd nie zapowiadała szału. W ostatnich dwóch tygodniach, kilku karpiarzy złowiło kilka karpi w przedziale 11- 19,5kg
, ale o innych okazach białej ryby, poza krąpiami słychu nie było (większość łowiących tam stosuje tylko kulki
). Nie nastawiałem się na okazy, ale sztuk w granicach 3-5kg pływa tam dość sporo jak na tak małą wodę. Chciałem powrócić do karpiowania, ale w method feederowym stylu, czyli...3 kije, na każdym koszyk 60-70g na sztywno, ale w 3 wariantach:
1. xl 70gr - mix 50/50 z martwymi białymi
2. xl 70gr - mix pelletów 2mm
3. xl 60gr - torebka pva z pelletami + booster
Żadnych leadcorów czy innych leader'ów, krótki przypon z fluocarbonu 0,25mm, pushstopy, gumki itp. Całość uzupełniały moje ukochane półparaboliczne Anacondy Undercover 3-3,25lbs z nowymi młynkami Daiwa Emcast 25A (małe big pity - ale już nie chcę większych
).
Precyzyjne rzuty pod drugi brzeg, dzięki gumkom na klipsach, powodowały niejednokrotny zachwyt moich kompanów (szczególnie jak koszyk ocierał się o liście nadbrzeżnych olch
).
Pierwsza doba, w której nastąpiła zmiana pogody nie przyniosła efektów - przerobiłem prawie wszystkie przynęty - od pelletów, po dumbelsy, mini kulki, a nawet 21 białych robaków na maggot klipsie (2 razy wyczyszczone do zera, bez najmniejszego piknięcia sygnałka
- pewnie płotki lub krąpiki).
Pogoda w sobotę wędkarsko piękna - 15 stopni, pełne zachmurzenie, lekki wiatr (glinianka ta jest w sporym zagłębieniu terenu, więc odczuwaliśmy go jako mały - w rzeczywistości był dosyć porywisty).
Czary goryczy dopełniały harce 2-3 karpi koi 7-10kg, które chyba tarły się, ale z impetem wirującej pralki po przybrzeznych zaczepach - miły widok, ale jak sygnałki milczą od długiego czasu, to już trochę deprymujące...
. Nawet u kumpla na spławikach drobnica nie żerowała
.
Po 18tej w końcu pierwszy krąp 30cm melduje się na jednym z zestawów.
Meritum sprawy nadchodzi o 21.00 - swinger JRC przykleja się do blanku, a ja nie czekam na wyjazd, którego może nie być.... i Undercover wygina się pod ciężarem sporej ryby - po dwóch latach od ostatniego holu
.
Nerwowa walka, bo nie jestem przyponowo przygotowany na rybę kilkunasto-kilową, dwa wejścia w krzaki powodują stan przedzawałowy, ale po ok.10min ryba jest w podbieraku
.
Razem z workiem waga pokazuje 15,1kg, po odjęciu masy wora, wynik to 14,5kg! Dość cienki haczyk ledwo wytrzymał ten hol - mam nauczkę na przyszłość
. Pierwsza zasiadka na glinie przynosi efekty. Do tego doławiam jeszcze 2 ładne krąpie (30cm) i 2 płocie (25-27cm), a w niedzielę dość gorący poranek w pełni słońca zakańcza passę brań.
Dodam tylko, że przez te niecałe 2 doby, przewinęło się chyba ze czterech karpiarzy, którzy uparcie nęcili tylko kulkami i wyjechali z wielkim 0!
Woda ma potencjał, jest pilnowana przez zrzeszonych do niej wędkarzy, pełne no-kill przynosi rezultaty już od dawna.
Wracam więc do karpiowania, ale we wcześniej wspomnianym stylu methodowym, bez sypania ton drogiego towaru do wody, ale z głową i odpowiednią taktyką.
PS. Karp wziął na dumbelsa Drennan Tutti Frutti 10mm, na zestawie z torebką pva. Drugi zestaw z pelletami 2mm także był skuteczny, zestaw z zanętą okazał się najsłabszy.
Sorki za jakość i kadrowanie fotki z karpiem, ale mój nadworny fotograf, był lekko zmęczony (
) i jak stwierdził - skupił się na rybie, więc moją osobę lekko pominął, ale jestem mało fotogeniczny, więc może nawet lepiej
.