Dziś, po prawie rocznej przerwie
wreszcie pojechałem na ryby.
Chciałem wcześniej otworzyć sezon, ale ... auto odmówilo posłuszeństwa. Musiałem skorzystać z uprzejmości kolegi, który z kolei, mógł poświęcić mi tej uprzejmości ok. 3 godz. efektywnego łowienia. Słuchajcie, stary rep, a już wczoraj zacząłem zachowywać się jak nie przymierzając...młoda panna przed nocą poślubną !
Ciągle tylko miałem jedno na myśli : " żeby się udało ", a w piwnicy spędziłem pół dnia to dokładając, to ujmując jakąś przynętę. Koledzy, dopiero wczoraj zrozumiałem Wasze ostrzeżenia, żeby nie mieć za dużo wyboru. Tych wszystkich pojemników i pojemniczków różnych maści ja mam, dzięki kilku z Was, więcej, niż niejedna leciwa panna swoich kosmetyków w łazience.
Tylko bez urazy leciwe panny
Krygowałem się przy wyborach strasznie; może to, a może jeszcze tamto, no - a ten smak, a tamten aromat ....itd. itp.
To samo z koszyczkami
i innymi akcesoriami oraz sprzętem
Od 2 w nocy już nie spałem, przebywałem w jakimś dziwnym pół śnie, pół jawie, uczestnicząc przy tym a to raz - w rekordowych połowach, a to drugi - nie łowiąc nic, bez branie - m a s a k r a.
Jak się rano zapakowałem no to ważyło to wszystko tyle, że zacząłem obawiać się o udzwig corsy kumpla i stan jej resorów.
Najpodlejsze jest to, że to On, jego żona i moja musieli wszystko dzwigać
No, nie wszystko, bo 3 wędki i 2 kosze od podbieraka niosłem ja.
Kochani ludzie !!!
Po wejściu do samochodu byliśmy zawaleni i z przodu i z tyłu auta, bo jeszcze grill, prowiant, napoje
Po przyjechaniu na miejsce, zawładnęła mną taka ekscytacja / no, nie poznawałem wprost siebie /. I się zaczęło : było strasznie wietrznie i przez p ó ł t o r e j godziny walczyłem, bądz to z uzbrojeniem 2 federów, bądz z rozplątywaniem przy nich żyłki.
Postanowiłem nie tracić więcej czasu i zrezygnowałem z " pustego " zanęcania i co 5 - 10 minut ponawiałem rzuty z przynętą w podajnikach. Zanęta to mix wg Luka, plus coppens 2mm 50/50. Oczywiście zapomniałem dodać soli, pomimo, że miałem ją ze sobą
Wyniki - kilka wskazań, 1 płoć, a raczej płotka i wreszcie na koniec, oczekiwane branie - szczytówka raptownie się wyprostowała. ja delikatnie zacinam i ... ryba stoi w miejscu . Delikatnie ją prowokuję do ruchu i nagle dała takiego szusa, że z trudem utrzymałem wedkę. Zyłka 0,26, haczyk 14 - na przyponie 0,20. Przypon gotowy z winnera. No i po ok. minucie jazdy, nastąpiło pyk .. i po zawodach.
Pękł przypon tuż za haczykiem
Ale karpicho, takie na oko 7 - 10 kg
urywając go dało się obejrzeć z oddali. Bliscy to widzieli i uratowałem twarz.
Konkluzja - koniec z lenistwem i gotowcami, zaczynam wiązać przypony sam. Po przyjezdzie do domu zamroziłem zanętę, no i czekam na nasze auto.