Dziś Batorówka z Panem Kubą (kubik) i największym szczęściarzem pod słońcem (wiśnia).
Co tu dużo gadać, było pięknie.
Pogoda prześliczna, jak w banku zrzucę wylinkę
Czy ryba współpracowała? Nie, aczkolwiek tak. Karpie mały swój klimat i poszły w amory. Za wyspą pływały takie sztuki... 50cm między płetwą grzbierową a ogonem... masa. Nawet nie wiedzialem, że jest ich tam tyle.
Oczywiście można było przejść brzegiem obok i nic sobie z tego nie robiły, pływają przy powierzchni i buszując w trzcinach, co chwilę robiąc lekko wkurzające pluski.
Za to na tapecie zameldowały się inne gatunki. Karaś, lin, jaź, czy płocie. Wystarczyło rzucić pod nogi i woda się otwierała. Co oczywiście rozgryzł Pan Kuba.
W między czasie oglądaliśmy team daiwa xt Commercial, którego moc jest chyba bez ograniczeń. Naprawdę zacny kijek.
Najwięcej frajdy miał syn Tomka. Pisk radości przy łowieniu na 4m bata wywołuje uśmiech na twarzy. Trafiały się mu ryby, którym przypon musiał ustąpić. Bata, którego trzeba było już raz wyławiać z wody...
Pierwszy karp trafił mi się tuż po przyjeździe Czarka. Na metodę z wolnym popupem na 30cm przyponie. Nie duży, koło 3kg, ale pierwszy tego dnia.
Najwięcej ryb padło koło wyspy. Ulokowanie koszyka na 10cm od brzegu dawało rybę do minuty.
Po południu znowu sięgnąłem po spławik, który wcześniej nie przyniósł żadnych ryb.
Karaś, płoć jaź, na przemian. Na piątym metrze od brzegu.
Wszyscy połowili ryby, może nie duże, ale dające dużo frajdy. Ile? Sporo, nikt nie liczył.
Niestety, z żalem wraz z Panem Kubą, Czarkiem i moją Ewcią odpuściliśmy Batorówkę przed wieczorem, cholernie zazdroszcząc Tomkowi, że wraz z rodziną mają jeszcze przed sobą wiele pięknych i mam nadzieję rybnych dni.
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka