Kolejna nocka za mną i kolejne linowe podejście.
Przez większość nocy z dezaprobatą obserwowałem "świecącego łysego" w pełni na bezchmurnym niebie.
Zero wiaterku, zero fali i prawie brak aktywności ryb.
Mój honor ratowały 2 krąpie ( swoją drogą dość rzadkie na moim jeziorze ).
W końcu gdy księżyc schował się trochę za ścianą lasu, a może za jakimiś chmurkami, ok. godz. 3.00 na zanęconej miejscówce
pojawiły się ryby. Do zastawionego stołu - w postaci kukurydzy i łubinu dobrały się leszcze.
Pierwsze mocne ugięcie szczytówki nie udało mi się zaciąć, ale już kolejne zaowocowało takim leszkiem :
Kolejne branie przynosi kolejnego, następna ryba niestety spina się.
Następuje przerwa w braniach, później melduje się płotka.
W kilka brań się nie wstrzeliłem, by później kolejne 2 leszcze zameldowały się "na pokładzie".
To amator truskawki z Sonu :
Leszcze w przedziale ok.0,7 kg - 1,10kg ( największy).
Gdy leszcze odpłynęły na swe trasy, w mojej miejscówce pojawiły się liny.
2 brania w odstępie ok. 10 min. przyniosły mi 2 zielone prosiaczki.
Charakterystyczny - z uszkodzoną płetwą ogonową :
Ciekawe czy jeszcze uda mi się na niego trafić
Kolejne 1,5 godziny nie przyniosło już ryb, zmieniła się minimalnie pogoda - lekki wiaterek zaczął napędzać fale i ok. 8.30 zakończyłem połowy, zadowolony z niezłych efektów jak na tą wodę.