Ja dziś przeżyłem chyba najwspanialszą przygodę w tym sezonie, ale po kolei
Od rana bardzo kiepska pogoda, chłodno, deszczowo, mokro, wiatr... Spałem do późna, chyba przed 8 się obudziłem. Plan był taki, by kontynuować prace remontowe, jednak świeże wylewki uniemożliwiły jakiekolwiek działania. Kupiłem trochę potrzebnych rzeczy, pokręciłem się tu i tam, no i nuda... Pogoda zaczęła się poprawiać, powoli wychodziło słońce, tyle że nieco chłodno i nadal wiało mocno. Postanowiłem, że skoczę na ryby. Nie byłem na tej wodzie ani razu po południu, więc postanowiłem spróbować. Nie miałem zbyt wielkich oczekiwań, nie spodziewałem się rewelacji.
Na łowisku byłem ok 14-tej. Wiało strasznie. Miejscówki, które wytypowałem były wolne, nikt nie łowił, jednak wiatr zniechęcał... Pokręciłem się po miejscówkach i wytypowałem wąski przesmyk, za wyspą, na drugim krańcu jeziorka.
Nie było źle, tylko mało komfortowo.
No nic tam. Delikatniejszy zestaw w lewo, zarzucany techniką boczną
Drugi, mocny zestaw w prawo, okolice wyspy, gdzie pojawiały się bąbelki, zdradzające żerowanie ryb.
Jeszcze dobrze się nie rozsiadłem, a tu ciach branie na lżejszej wędce, bliżej brzegu. Zaczynam holować, ale czuję, że okaz to nie jest. Pojawia się japoniec 25-30cm. Ledwo położyłem go na macie, a na drugiej wędce kapitalny odjazd. Karasek do wody bez foteczki i holuję. Szaleństwa nie było, ale mocny żwawy karpik pojawia się na brzegu.
Wymieniłem przypon na plecionkę, hak nr 6, na włos kiełbaska 14mm + połówka oozinga kiełbaska. Kawał przynęty
Zestaw ląduje w tym samym miejscu. Nie mija 10min i znów potężny odjazd. To co się działo potem, to sam nie wiem jak opisać... "Ręka Boga" wygięta niemal po rękojeść, żyła 0,30 gra na wietrze, baitrunner D ledwo zipie, ja przytrzymuję szpulę ręką. Sprzęt nie zawiódł, ja tak. Nie potrafiłem zatrzymać lokomotywy, poszła w zaczep, ech... Mirek (Morgoth) i Radar, dowiedzieli się pierwsi o mojej porażce. Pisałem z nimi sms-y niewiele wcześniej, więc pierwsze rozgoryczenie wylałem kolegom po kiju, z forum, ale jednak...
Cóż było robić? Jakimś cudem zerwałem zestaw i zawiązałem nowy.
Rzut w te same miejsce i podobna sytuacja. 15-20min czekania i odjazd!
Pojawia się taki jegomość:
Następnie podobny ląduje na macie. Mam jednak branie na drugiej wędce, więc szybko do wody i zaczynam hol drugą. Niestety pojawia się szkieletor:
Wkrótce jeszcze 2 nieco większe. Wszystkie trafiają do siaty! A jak!
Teściowo zagaduje od dłuższego czasu, że ma chrapkę na rybę. Już ja ją nauczę
Chwila oczekiwania i na mocnym kiju znów odjazd. Przycinam i czuję, że jest grubiej. Ciągnę na maksa, nie ma litości tym razem, jednak czuję, że to nie ta siła, z którą miałem do czynienia wcześniej. Po kilku minutach na macie ląduje straszny tłuścioch (66-67cm):
Zdjęcie dość słabe, lepszego nie mam. Ryba zaczęła się szamotać, miejscówka nie bardzo wygodna, w okolicy nikogo, wypuściłem rybkę dosć szybko do wody, nie będę jej męczył.
Chwilę później podobny scenariusz i pojawia się kolejny rozbójnik:
Ok 15-20min czekania i znów branie. Chyba nieco większy niż poprzednik, ale spiął się blisko brzegu.
W międzyczasie na lżejszym zestawie kilka pustych brań i szarpań. Pojawia się krąp ze 20cm, a następnie leszczyk:
Na łowisku pojawia się małżonka
Znudzona dzwoniła do mnie jak połowy, co się dzieje, postanowiła mnie odwiedzić.
Niestety brania się skończyły. Zaczynają się szarpania leszczyków, puste przycięcia.
Ostatecznie, przed 19-tą, na wędce bliżej brzegu kapitalny odjazd i zaczyna się nieco zabawy. Windcast popisowo gnie się po rękojeść, żona nie wie co jest grane. Po chwili pojawia się pełnołuski "sześćdziesiątak", który jest ostatnią rybką dzisiejszego dnia. Dzięki towarzystwu załapałem się na sesję
Wędkowanie nad wyraz udane. Ładne, silne ryby. Jedna torpeda na kiju, której nie potrafiłem się przeciwstawić. Grube łowienie ma sens na tej wodzie. Beastmaster Carp Feeder miał okazję pokazać na co go stać, ja utwierdziłem się w przekonaniu, że ten zakup, to był strzał w 10. Zalety karpiówki i feedera w jednym.