To chyba ostatnia nocką jaką zaliczyliśmy w tym roku. Niestety, kolejna wyprawa bez Macieja, chłopak musiał znowu ciężko pracować głęboko pod ziemią.
Decyzja zapadła w poniedziałek, jedziemy na Uroczysko Karpiowe! Trochę się wahaliśmy, gdyż pogoda zapowiadała się nierówna, ciśnienie miało płatać figle.
Na miejscu byliśmy o godzinie 17:00 i zajęliśmy stanowisko numer 3. Szybko rozstawiliśmy sprzęt, zanęciliśmy na dwóch odległościach i zarzuciliśmy zestawy. Niestety, nasze obawy się potwierdziły, ludzie siedzący na przyległych stanowiskach narzekali, że od dwóch dni nie mieli kontaktu z rybami. O dziwo, już wieczorem mieliśmy kila ocierek, dwa dosyć mocne brania, ale rybki były cwane i nie łykały naszych haczyków. W nocy obudził mnie telefon, to Mariusz walczył z pięknym jesiotrem gdy ja smacznie spałem na przednim fotelu w samochodzie. Wyskoczyłem z auta jak oparzony i pomogłem przyjacielowi pokonać pięknego jesiotra 109 cm i ponad 8kg.
Niestety, do rana mieliśmy spokój, co prawda było kilka dziwnych brań, ale ryby ponownie się nie zacinały. Ciekawa sprawa z tymi niezaciętymi braniami, bo ekipa obok, miała identyczne niezacięte odjazdy. Około godziny 9:00 mój swinger najpierw gwałtownie opada, potem jeszcze szybciej się podnosi i ryba mocno odjeżdża. Po zacięciu wiem, że na haku jest ładna sztuka. Po półgodzinnym holu, kilu efektownych świecach, pięknego jesiotra podbiera Mariusz. Ryba miała 130 cm i 15 kilogramów wagi.