Najpierw Cię okradli, potem myszy...
Sukces na całej linii.
Straty są, ale ma to też swoje dobre strony. Wiele rzeczy zalegało mi na półkach, i teraz mogę wreszcie zrobić 'czystkę'. Sporo rzeczy trzymam w zamkniętych pojemnikach i tam mi myszy nie wlazły, ale zapewne jeszcze sporo odkryć przede mną i roboty. Bo to, czego się używa, musi być odkażone. One wszędzie srają i sikają, zapewne tak oznaczają teren. Lepiej nie załapać czegoś. Tyczkę mam w tubach, więc tego nie zeżarły. Pogryzły mi brolkę za to
A co do kota, to mieszkam w szeregu domów, i przy garażu lata dziennie z 5-6 kotów. Ale chyba nie silą się na łapanie myszy. Te zresztą znalazły idealny azyl w samym garażu, kot tam nie wejdzie. Wkrótce będę musiał otworzyć torby z przynętami karpiowymi, mam dwie
Będzie się działo, wszystko zapewne do śmieci. Na całe szczęście większość towaru z którego korzystam na co dzień mam w wiadrach karpiowych.
Najlepsze jest to, że wystarczyły dwa miesiące aby tak się rozmnożyły. W trzech pokrowcach od rolek i grzebienia od tyczki były gniazda, dwa kolejne w torbie i jedno w pudle z ciuchami, co ciekawe kibel zrobiły sobie w kartonie gdzie mam spodniobuty. Rozgryzały pokrowiec i z pianki i materiału zrobiły sobie gniazda, wielkości melona. Wykonały sporo pracy
A bobki są dosłownie wszędzie, wlazły na każdą półkę, do każdego otwartego pojemnika.
I jeszcze jedno. Pierwsza złapana mysz w pułapakę została zeżarta przez swoich współtowarzyszy. Zjadły jej mózg i wnętrzności! Dookoła było sporo bobków, tej samej wielkości, więc mysich. Wszystko przez jedną noc. Myszy to kanibale, albo u mnie są takie ...