Kiedyś mnie ze znajomymi wzięło na noc muzeów. Oczywiście kolejki wszędzie takie, że dajcie ludzie spokój. Poza Galerią Sztuki Współczesnej. No to jazda!
Rany boskie... Na głównej sali był szereg zdjęć jakiegoś "artysty" robiącego durne miny do obiektywu. Poważnie. Facet robił miny i te zdjęcia wisiały na ścianie. Dalej ze ściany zwisała słuchawka od telefonu. W kolejnym pomieszczeniu stało wielkie pudło kartonowe, a na nim mniejsze. W następnym, bardzo małym pokoiku, na każdej ścianie było zdjęcie nagiej kobiety. A w zasadzie jej części środkowej, z tyłu i przodu. Było jeszcze kilka równie interesujących rzeczy, przepraszam - dzieł sztuki.
Parę lat temu jakaś "artystka" wypełniła swoje mieszkanie w bloku belami siana, aż z okien się wylewało. Sztuka przez duże SZ podobno to była.
Z tymi bohomazami to jest tak, że stoi dwóch krytyków, patrzy na tę kpinę z ludzkiej inteligencji i jeden przed drugim zgrywa wielce mądrego i doszukuje się iskierek geniuszu w kilku kolorowych zawijasach. I jeden przed drugim udaje, jaką widzi głębię. Bo gdyby stwierdził, że to tylko kilka bezsensownych kolorowych zawijasów, to wyszedłby na prostaka przecież. Który sztuki prawdziwej nie pojmuje! I tak to się kręci. Jeden przed drugim wielkiego znawcę udaje, a jak powiesz otwarcie, że to jest NIC, to stajesz się w oczach znawców prostakiem.
Wielu się na to łapie. Jedni - żeby w oczach drugich na prostaka nie wyjść. Drudzy - że skoro znawcy tak twierdzą, to ja się nie znam i czegoś po prostu w tym nie widzę.
Oczywiście są też współcześni artyści, którzy rzeczywiście tworzą rzeczy niezwykłe, wymykające się tradycyjnym ramom i granicom sztuki. Ale to widać. Nie wystarczy nasrać na środek stołu, wbić w gówno antenkę i stwierdzić, że to alegoria życia ludzkiego, by zostać wielkim artystą. Podobno nie wystarczy - a jednak...
Edit: proszę
https://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,tone-slomy-upchnela-w-mieszkaniu,118741.html"ingerencja w przestrzeń własnego mieszkania"