TECHNIKI WĘDKARSKIE > Spławik

Slider, czyli odległościówka ze spławikiem przelotowym

(1/39) > >>

Mateo:
Ostatnio postanowiłem przypomnieć sobie łowienie sliderem.
Akurat tak się złożyło, że łowisko, na którym w tym roku łowię, jest raczej głębokie, zaś ryba jakoś niechętnie chce brać blisko brzegu. Być może tak nauczyli ją wędkarze, którzy zwykle wędkują tam dość daleko.
Próbowaliśmy z Karolem nęcić i łowić blisko brzegu, ale efekty były mizerne.
Feederem można uzyskać dobre efekty, łowiąc na 30 metrze, ale pomyślałem, że nie ma co iść na łatwiznę, łowiąc cały czas gruntówką :) - trzeba skonstruować zestaw spławikowy, który umożliwi poławianie spławikiem na 30 metrach i prawie 3 metrach głębokości.
Łowiąc wędką 4,2 m, teoretycznie można byłoby przy tej głębokości łowić cięższym wagglerem mocowanym na stałe, ale zależało mi na zestawie z dużą ilością obciążenia umieszczonego na żyłce, bowiem przy powierzchni i w toni grasują stada niezwykle żarłocznych krasnopiór, które, choć słusznych rozmiarów, nie są celem moich wypraw.



Tekst ten nie jest żadnym poradnikiem. Nie uważam się za specjalistę w jakiejkolwiek dziedzinie życia :-)
Ot, taki opis tego, w jaki sposób ostatnio wędkowałem. Pomyślałem, że może kogoś zachęci to do połowienia przelotowym spławikiem odległościowym.

Z racji tego, że nie posiadam mocniejszych wędek spławikowych, postanowiłem, że na początek użyję niezbyt wypornego spławika o gramaturze opisanej jako 3 + 6 g. W rzeczywistości łączne obciążenie potrzebne do wyważenia spławika wyniosło 8,5 g.
2,8 g to obciążenie własne spławika. Reszta poszła na żyłkę.
Tak więc to taki slider na mniejsze odległości.



Użyłem wędki 4,2 m o dość delikatnej szczytówce, ale szybkiej akcji i progresywnym ugięciu. Myślę, że krzywa ugięcia tej wędki pozwoliłaby na komfortowe łowienie również nieco cięższym zestawem.

Na kołowrotek nawinąłem żyłkę 0,20 mm. Większa średnica zmniejsza ryzyko splątań zestawu.
Wybrałem akurat tę żyłkę z dwóch względów. Jest ona dość sztywna oraz sprzedawana w odcinkach 100-metrowych. 150 metrów żyłki o tej średnicy nie zmieściłoby mi się na szpulę z matchowym reduktorem.





Slidery niestety nie należą do tanich spławików. Przynajmniej w naszym kraju. Nowe modele spławików naszego polskiego producenta można kupić za 40 zł. Starsze można znaleźć za mniejsze kwoty. Trzeba liczyć, że będzie to zapewne kwota 20-45 zł. Z kolei w UK bardzo popularne i szanowane, ręcznie robione slidery DJK sprzedawane są po 4,50 funta, czyli ok. 21 zł, co zapewne dla Anglika ma zupełnie inną wartość niż dla Polaka.
Miałem już wcześniej slidery włoskich firm. Głównie były to spławiki z anteną z pawiego pióra. Taki spławik wymaga jednak naprawdę dużej staranności wykonania. To nie są spławiki, którymi rzucamy spod ręki na 5 metrów. To spławiki poddawane dużym stresom podczas dalekich rzutów z zastosowaniem dużego obciążenia, na którym zwykle spoczywa spławik. Dlatego tak często wędkarze narzekają na ulegające szybkim uszkodzeniom slidery. Nawet te za 50 zł. Antena z pawiego pióra musi być dobrze zabezpieczona. Gniazdo do mocowania końcówek sygnalizacyjnych też musi być dobrze osadzone. Niestety, z tym bywa różnie.
Dlatego nie zdecydowałem się na spławik z pawim piórem.
Tym razem zakupiłem spławik z anteną z tworzywa sztucznego Lorpio Ghost Slider Magnetic. Dodatkowo, model ten posiada końcówkę z przezroczystej rurki pomalowaną przepuszczającą światło farbą. Jest to zatem taki efekt "glow", jak w przypadku nowych spławików Drennana. Efekt ten nie jest tak dobry, jak w spławikach angielskiego producenta, ale miło, że w ogóle jest. Akurat łowisko, o którym wspominam, odbija same drzewa, krzaki i trawy w przeróżnych odcieniach zieleni. Fala występuje tam bardzo rzadko. W takich warunkach czarna końcówka, która zwykle sprawdza się przy łowieniu sliderami na dużych zbiornikach, nie znalazłaby zastosowania.
Opis tego spławika na stronach internetowych jest, trzeba przyznać, dość lakoniczny, jak na jego cenę. Dlatego przybliżę Wam jego budowę.
Spławik posiada dwie wymienne końcówki: czerwoną i seledynową.
Samo wykonanie póki co nie budzi zastrzeżeń. Jedynie seledynowa końcówka jest 2 mm dłuższa od czerwonej, ale też ma o 0,05 mm mniejszą średnicę. Można więc obliczyć, że po wyważeniu część wystająca nad wodę będzie niemal identyczna dla obu końcówek.
Do tego typu spraw już przywykłem przy włoskich spławikach. Być może dla Lorenca również Włosi robią te spławiki. A z precyzją włoską to wiadomo, jak jest :-)
Długość całego spławika wraz z antenką (końcówką) to 33,5 cm.
Długość całej wymiennej końcówki to 6,5 cm.
Dolną część obu antenek pomalowałem markerem na czarno, żeby móc wyważyć spławik do granicy kolorów, a przez to lepiej gruntować zestaw oraz obserwować brania wystawiane. Przy opisywanych warunkach na łowisku zapewne lepiej byłoby pomalować tę dolną część na biało. Optymalnie byłoby, gdyby producent zrobił końcówki dwukolorowe czerwono-seledynowe. Minusem jest też to, że nie ma możliwości dokupienia końcówek do tych spławików :(
Metalowy kil z obciążnikiem można odkręcić, czego też nie ma w opisie. Da się zdjąć jeden cienki miedziany dysk. Jest tam też drugi taki sam, ale nie mogłem go ruszyć, a nie chcę czegoś urwać. Obciążnik z kilem waży 3,10 g. Sam dysk waży 0,3 g. Usunąłem go więc z zestawu, żeby uzyskać nieco więcej na żyłkę. Poza tym uważam, że obciążenie własne spławika 2,8 g to i tak nadto. Ogólnie wskazane jest, żeby slider posiadał choć trochę własnego obciążenia, jeśli łowimy ze spławikiem opierającym się na obciążeniu głównym. Anglicy określają to łowieniem/zarzucaniem "off the bulk". Trzeba tu też zaznaczyć, że im cięższy spławik, tym znajdujące się pod nim obciążenie ustawia się pod większym kątem w stosunku do osi spławika. Oddala to w większym stopniu żyłkę od spławika, a więc zmniejsza ryzyko oplątania się jej wokół spławika podczas zarzucania.
Waga całego spławika bez dysku to 5,74 g. Prawie tyle samo obciążenia trzeba dać na żyłkę, żeby spławik wyważyć do 3-4 cm nad wodą.
Po godzinie łowienia konieczne było dokręcenie śruby w spławiku. To samo działo się na kolejnej wyprawie. No cóż... W końcu musiałem to jakoś poprawić. Użyłem paska taśmy teflonowej do gwintów. Ten zabieg wyeliminował odkręcanie się śruby dociążnika. Po kilku wyprawach korpus jest w dobrym stanie. Widać jedynie niewielki obicia na samym dociążniku.

Teraz, idąc od góry zestawu.
Stoper zawiązałem z tej samej żyłki. Tworząc zestaw, zawiązałem go najpierw. Czasem można stoper zbyt mocno zaciągnąć i podczas jego przesuwania żyłka ulega mocnym deformacjom i skręceniom. Być może, gdybym wiązał te stopery codziennie, to miałbym stosowne wyczucie. Wolałem jednak nie ryzykować i nie wiązać go na samym końcu, bo wtedy musiałbym ucinać gotowy zestaw z zamocowanym ciężarkami i zawiązanym krętlikiem. Dobrze, że tak zrobiłem, bo pierwsze zaciśnięcie było zbyt mocne i podczas przesuwania żyłka zaczęła przypominać świński ogon. Odciąłem więc tę żyłkę i kolejne wiązanie poszło już lepiej. Trzeba stopniowo i z wyczuciem zaciskać ten węzeł, żeby się uformował, chodził z odpowiednim oporem, ale nie skręcał żyłki. Końce zostawiłem po ok. 4-5 cm. Niektórzy zaciskają węzeł lżej i dają dwa stopery.

Potem oczywiście koraliczek, a za nim spławik.

Później obciążenie główne składające się z kilku dużych śrucin.
Użyłem śrucin Anchor.



Są to śruciny nietoksyczne, więc znacznie większe niż odpowiadające im masą śruciny ołowiane. Ale mają tę zaletę, że są bardzo miękkie, dwustronnie nacięte i można je łatwo zdejmować/wymieniać. Poza tym spośród wszystkich śrucin nietoksycznych, z jakimi miałem do czynienia, te są naprawdę starannie wykonane. Ważyłem je i trzeba przyznać, że odchylenia śrucin od średniej masy są naprawdę niewielkie. Bardzo dobra kalibracja. Również kształt tych śrucin. Niestety u nas w kraju są one niedostępne. Warto też zaznaczyć, że takie śruciny o wiele lepiej sprawdzają się w roli antysplątaniowej. Mają większą powierzchnię niż śruciny ołowiane o tej samej masie, przez co usztywniają żyłkę na większym odcinku. Nie powodują załamywania się tego odcinka pod ciężarem obciążenia, jak w przypadku stosowania wielu mniejszych śrucin.






Jakieś 40-45 cm poniżej obciążenia głównego umieściłem 3 śruciny nr 7 o łącznej masie ok. 0,27 g.



Taki sam pakiet śrucin znalazł się kolejne 30 cm niżej, przy krętliku przyponowym.



Użyłem dość krótkiego 20-centymetrowego przyponu z żyłki Reflo Power 0,13 mm. Żyłka jest przegrubiona i tak naprawdę jest to 0,15 mm. Na końcu znalazł się bezzadziorowy hak Wide Gape Pellet w rozmiarze 14.
Ktoś mógłby zapytać, po co używać kilku mniejszych śrucin zamiast jednej większej. Gdyby rzecz dotyczyła innego rodzaju zestawu, np. zestawu skróconego, to odpowiedź byłaby prosta: kilka śrucin umożliwia dowolne ich rozmieszczanie w trakcie łowienia i przez to modyfikowanie pracy zestawu. Jednak w przypadku omawianego systemu wcale nie zależało mi na możliwości zmiany rozmieszczania śrucin. Okazuje się - tak przynajmniej twierdzą specjaliści - że te kilka zaciśniętych obok siebie małych ciężarków zapobiega splątaniom zestawu, usztywniając na pewnym odcinku żyłkę. Niektórzy stosują np. 4 śruciny nr 8. Jednak tak małe śruciny niezbyt pewnie się zaciska na żyłce 0,20 mm. Są też wędkarze, którzy nie widzą sensu takiego zabiegu i z powodzeniem zakładają pojedyncze większe śruciny.
Przypon krótki, bo za wszelką cenę chciałem ograniczyć ataki drobnicy i chciałem dobrze widzieć, co dzieje się z moim zestawem. Krasnopióry są tam wyjątkowo żarłoczne i potrafią atakować nawet podczas szybkiego zatapiania żyłki kołowrotkiem!
Jak już wcześniej wspomniałem, antenka ma 3,6 mm średnicy. Z bardzo przydatnej tabelki, którą stworzył w swoim artykule Marian (koko) wynika, że na zatopienie 1 cm potrzeba 0,112 g ołowiu (z uwzględnieniem utraty masy ołowiu w wodzie). 3 śruciny nr 7 + krętlik powinny dać ok. 0,3-gramowy sygnał. Zatem podniesienie go może dawać branie wystawiane o długości 2,6 cm. Myślę, że to wystarczająco, żeby zobaczyć nawet z dużej odległości.

Powracając do obciążenia głównego, to wśród łowiących przelotową odległościówką istnieje kilka sposobów montażu ciężarków. Zastosowany przeze mnie zwany jest w literaturze wędkarskiej angielskim.





Niektórzy montują ciężarki w ten sposób, że od strony spławika mocują jedną dużą śrucinę (kulkę lub odwróconą oliwkę), zaś później zaciskają wianuszek mniejszych śrucin (nawet ok. 10 sztuk), co ma usztywniać żyłkę na tym odcinku i zmniejszać ryzyko jej zaplątania wokół spławika.


Klatka z filmu kanału "Piotr Lorenc Lorpio WebTV"


Istnieje też sposób belgijski. Tutaj pod jedną lub dwoma dużymi kulami montuje się rurkę antysplątaniową.


Klatka z filmu kanału "glinynatura"


Z kolei niemiecki mistrz wędkarstwa Michael Schlögl zaproponował użycie dużej wydrążonej kuli, w którą chowa się zaciśnięta niżej mniejsza śrucina.





Niemały problem miałem z przygotowaniem odpowiedniej zanęty. Zależało mi, żeby w kulach zanętowych podać kukurydzę, konopie i pellety.
Wiadomo, że do strzelania procą na dalsze odległości trzeba odpowiednio te kule przygotować. Mieszanka musi być spoista, żeby kule się nie rozpadały. Z drugiej strony na dnie łowiska jest miękki muł - zanęta więc nie może być zbyt ciężka i musi uwolnić towar pod dodarciu do dna. Gliny typu de Somme zostawiają smugę przy opadaniu, a tego również chciałem uniknąć, żeby nie drażnić tych krasnopiór.
Finalnie zastosowałem zanętę Lake, do której dodałem trochę ziemi lekkiej i związałem szarym klejem Liant a Coller. Klej ten ma wystarczającą moc wiążącą, a nie jest tak mocny, jak Bentonit.




Jasne, mogłem podnęcić spombem, ale nie chciałem iść na łatwiznę i postanowiłem poćwiczyć strzelanie z procy przy odpowiednio dociętych gumach.
W sumie docinałem gumy 4-krotnie, zanim uzyskałem odpowiednią moc procy pozwalającą mi celnie strzelać kulami pod spławik, przy zastosowaniu maksymalnego naciągu.




Przez te kilka godzin wędkowania wykonałem naprawdę dużo rzutów. Najpierw doważałem i testowałem sam zestaw, potem gruntowałem. Były okresy, że musiałem użerać się z krasnopiórami, które nie pozwalały zestawowi opaść do dna. Stąd rzutów było naprawdę sporo. Mimo tego przez cały okres łowienia nie miałem ani jednego splątania; żadnego najmniejszego przełożenia żyłki. Nie był to pierwszy raz, kiedy łowiłem spławikiem przelotowym i zestawem o podobnej konstrukcji. Być może jestem szczęściarzem, biorąc pod uwagę powtarzane przez spławikowych specjalistów złowrogie wróżby mówiące, że każdy łowiący sliderem pozna smak splątań.
Ja zarzucałem łagodnie, podwójnym wahadłem i z dość dużym zwisem. Wcześniej zaklipowałem tak, żeby żyłka osiągała klip przy każdym rzucie, ale bez niepożądanego odbicia. Pod koniec wędkowania próbowałem również zarzucać testowo znacznie bliżej, bez użycia kilpu. Również bez splątań. Znacznie więcej splątań miewam przy łowieniu wagglerem, czyli spławikiem zamocowanym na stałe z większością obciążenia przy spławiku.
Myślę więc, że nie taki slider straszny, jak go malują :)


Niesamowita jest drapieżność wzdręg. To one sprawiły, że musiałem zrezygnować z łowienia na jednym, bardzo urokliwym jeziorku. Na omawianym tu łowisku nie jest aż tak źle, ale dobrze też nie jest. W trakcie tego splawikowania bywało, że krasnopióry uniemożliwiały wędkowanie. Mimo tak ciężkiego zestawu, krótkiego przyponu oraz bardzo szybkich ruchów kołowrotkiem i wędką podczas zatapiania żyłki, drapieżne wzdręgi atakowały i trzeba było zwijać zestaw i zarzucać ponownie. Kołowrotek, którego używałem, zwija ponad metr żyłki przy jednym obrocie. Zwykle robię bardzo szybkie 2-3 obroty oraz mocne podcięcie wędką, żeby zatopić żyłkę. Nie robiło to najmniejszego wrażenia na tych rybach. Podczas tak szybkiego zwijania potrafiły atakować, zawieszać się na dwie kukurydze i wyginać mocno kij. W lecie stada tych ryb stoją pod powierzchnią i w toni, atakując wszystko, co się rusza. Nawet jeśli nie zanęcimy i/lub zarzucimy w miejsce nienęcone, to możemy spotkać się z atakami. Tak więc jest nad wieloma naszymi polskimi wodami PZW. Jak nie wzdręgi, to skarłowaciałe leszczyki, jazie lub japońce. Widać, jak bardzo brakuje drapieżnika. Ale przecież związkowcy i ichtiolodzy zapewniają nas, że tak dobrze, jeśli chodzi o rybostan naszych wód, to jeszcze nie było. Tak więc najpewniej mam błędny osąd sytuacji. Zapewne przez te upały.

Jeśli dotrwałeś do końca moich wypocin, to znaczy, że jesteś gotów na wyprawę ze sliderem, czyli przelotową odległościówką :-D






Alek:
Mateusz świetny tekst i zdjęcia. Leci :thumbup:

Syborg:
W końcu jakiś ciekawy tekst. Wręcz artykuł :thumbup:

Mateusz, możesz rozwinąć poniższe?


--- Cytat: Mateo w 04.09.2018, 21:06 ---Powracając do obciążenia głównego, to wśród łowiących przelotową odległościówką istnieje kilka sposobów montażu ciężarków. Zastosowany przeze mnie zwany jest w literaturze medycznej angielskim.

--- Koniec cytatu ---

To jest jakieś odniesienie do ułożenia kamieni nerkowych czy czegoś w tym stylu? :D

Majki:
Czy agrafka do montowania spławika powodowała by większe ilości splątań ?

katmay:
No i już wiem jak będę łowił następnym razem. Niestety mam tam 8m głębokości.
Stada wzdręg są bardzo duże. Na szczęście mam kilka spławików 3+9, więc jest szansa na przebicie się przez te małe rybki.
Dzięki Mateusz za ten tekst.


Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej