Zapewne na ilość spędzanego na rybach czasu ma wpływ kilka czynników.
Techniki połowuKiedy poławiałem głównie karpie, wędkowanie było dla mnie uskutecznianiem zasiadek karpiowych. Przez te lata bywały więc sezony, że na rybach byłem zaledwie kilka razy.
Wielu wędkarzy nie łowi spod lodu. Już sam ten fakt sprawia, że zaliczają oni mniej wypraw z wędką w ciągu sezonu. Ja obecnie, od kilku sezonów, znów zacząłem łowić na podlodówki. Czasem idę sobie w niedzielę rano na 3 godzinki, wracam, jem obiad i znowu zaliczam spacer z podlodowym spinningiem w ręku. Jeśli ma się blisko domu wodę, to można po pracy wyskoczyć na 2-3 godzinki na lód. Samo więc wędkowanie podlodowe może dać nam kilkanaście dodatkowych wypadów na ryby.
Kiedyś nie przepadałem za spinningiem. Od kilku sezonów łowię również tą metodą. Lubię jesienią połowić na przynęty gumowe i koguty. Wystarczy jedna wędka, chlebak i już można w weekend lub po pracy podjechać na jezioro, kanał, rzekę, żeby spróbować zapolować na sandacza, okonia czy szczupaka. Wystarczą 3 godzinki. To znowu może dać nam kilkanaście dodatkowych wypraw w ciągu roku.
Często też łowię jedną wędką na spławik. Miewałem w tym roku sesje, że w czasie krótszym niż 4 godz. łowiłem spore ilości płoci.
Zapewne jest tak, że im dłuższe planowane sesje, tym mniej tych sesji. Jeśli ktoś nie widzi sensu jechania nad wodę z jedną spławikówką czy spinningiem na 3 godzinki, to z pewnością będzie zaliczał w sezonie tych sesji znacznie mniej.
Sytuacja zawodowaTutaj zapewne jest największe zróżnicowanie. Jedni pracują w systemie zmianowym, inni pracują w domu, mają własne działalności, jeszcze inni są na emeryturze/rencie. Ja często spędzam w pracy 10-12 godzin. Czasem mam dyżur i nie mam mnie w domu przez 2 dni. Sporo też muszę pracować w domu, ucząc się i pisząc prace, przygotowując prelekcje. Bywały lata, kiedy np. szykowałem się do specjalizacji, że na parę miesięcy musiałem brać bezpłatny urlop, by całymi dniami się uczyć. Nie było wtedy mowy o wyprawie na ryby. Wielkim relaksem był wtedy spacer do sklepu po żarcie raz na kilka dni.
Jestem dość dobrze zorganizowanym gościem. Wszystko mam zaplanowane, przemyślane i jestem wyjątkowo konsekwentny w działaniu. Ma to swoje dobre i złe strony. Na pewno pomaga w pogodzeniu pracy z wyprawami na ryby. Zwykle wszystko mam przygotowane już aucie. Bagażnik i tylne siedzenia wyłożone mam specjalną ceratą, żeby utrzymać czystość. Są tam też przygotowane ubrania, w które się przebieram po pracy. Obecnie weekendy oraz popołudnia/wieczory piątków i poniedziałków mam wolne, więc mogę sobie pozwolić na częstsze wyjazdy na ryby. Mam kolegów, którzy pracują codziennie od 6:00 do 14:00. Po pracy nie muszą w domu już pracować. Weekendy mają też wolne. Gdybym taką miał pracę, to zapewne mógłbym sobie pozwolić na jeszcze częstsze pobyty nad wodą.
Z moich zapisków wynika, że najmniej razy na rybach byłem w 1997 roku, bo tylko 1 raz. Również w 2011 byłem tylko 2 razy.
Sytuacja rodzinnaTo też ważny czynnik. Być może dla wielu kolegów najistotniejszy. Ja jestem kawalerem. Nic więcej chyba w temacie dodawać nie trzeba
Miejsce zamieszkaniaJa mam wokół siebie 3 zbiorniki. Do jednego mam 200 metrów, do drugiego 800 metrów, a do trzeciego 5 km. Wprawdzie dwa są zbiornikami praktycznie bezrybnymi, a trzeci jest całkiem niedostępny (chyba że ktoś porusza się motorkiem), ale czasem z płotką można się pobawić, a i spod lodu może się trafić jakiś okoń >25 cm.
Zwykle jednak potrzebuję godziny, by zajechać nad swoje ulubione wody położone w innych okręgach.
To też istotny czynnik. Jeśli ktoś ma blisko domu fajną wodę, nad którą lubi łowić (nie tylko bowiem chodzi o to, czy woda jest rybna, a czy my się tam dobrze czujemy), to z pewnością jest szczęściarzem i może zaliczyć więcej wypadów na rybki.
To chyba wszystkie ważniejsze czynniki