Wieczór nadchodził powoli i do zachodu słońca została może godzina, słońca nie widać więc ciężko określić dokładnie.Silny zachodni wiatr i padający co chwilę deszcz nie nastrajał do machania batem.Jedynie to że byłem dobrze ubrany sprawiało że jeszcze tu byłem i nie uciekłem pod ciepły kocyk do domu.Fala była tak mocna że mały spławik częściej był pod wodą niż na jej powierzchni, ciągła jego obserwacja umożliwiała wykrycie płociowego brania . Bijąc o brzeg wymywały muł i woda coraz dalej od brzegu nabierała burej barwy.W taki czas niewielu jest takich wariatów jak ja siedzących nad wodą tak jakby był to środek lata.Jednak dziś jakieś dwieście metrów ode mnie siedział podobny maniak.Opatulony po czubek głowy, nakryty pałatką, kominiarka na twarzy a na niej nieprzemakalny kapelusz.Nie macha batem jak ja, siedzi statecznie wpatrując się w szarą toń jeziora, nasłuchując pisku sygnalizatora.Gdyby nie on na pewno bym już uciekł - ale obrałem sobie za honor że nie zejdę dopóki on pierwszy się nie zwinie. No chyba że zapadnie zmrok - wtedy trudno, nie mam jak łowić po ciemku.Mimo rękawiczek zgrabiała dłoń na sztywno trzymała dolnik bata, raczej jak cęgi robota niż moja ręka.Coraz więcej wody na ubraniu powodowało że stawałem się bardziej ociężały i w tym nieprzerwanym deszczu nie chciało mi się wykonywać zbędnych ruchów - pracowało tylko prawe przedramię.
Mój nieznany sąsiad ( ciężko go nazwać rywalem ) siedzi i nie ma zamiaru iść - wiec i ja siedzę. Chyba mięsiarz jakiś zatwardziały , skurczybyk że nawet gdyby siekierami waliło z nieba to tez by siedział. Warczę tak pod nosem i mimo że go nie znam już widzę pryszczatą nieogoloną twarz tego zakapiora oczyma wyobraźni. Ale nie popuszczę, przeczekam cię chłopie, nie wytrzymasz.
W pewnej chwili silny szkwał prawie wyrwał mi bata z ręki a mięsiarz zerwał się i rozpaczliwie gonił coś co jednak wpadło mu do wody. Opadł na krzesło bezdźwięcznie, jakiś zrezygnowany.A dobrze ci tak !
Udawałem że nic nie widzę i nawet wyholowałem kolejną płoteczkę , całe szczęście sama spadła z haczyka .Po chwili zaszurał łupek pod butami mięsiarza, wyraźnie szedł w moją stronę. Zagadać ? Spytać czy biorą ? Na wszelki wypadek udaję że nie widzę tego i nie słyszę
To co stało się potem przerosło wszelkie moje wyobrażenia i spowodowało że choć stary już jestem - minę miałem taką zdziwioną że gdyby mi ktoś fotkę cyknął to Jaś Fasola i wszystkie polskie kabarety zzieleniałyby z zazdrości.....
Najpierw usłyszałem głos - a w zasadzie głosik, delikatny, ciepły, kobiecy - Czy pan dałby mi garść robaków jakichkolwiek bo przed chwilą moje wpadły do wody ? Wystarczy odrobina , jeszcze ze 2 godzinki i pójdę stąd....
Potem zobaczyłem w szparze kominiarki piękne niebieskie oczęta z delikatnym , subtelnym makijażem...
Wyjąłem moje pudełko z robakami, otwarłem je - a wtedy ona spod grubej neoprenowej rękawicy wysunęła zgrabną biała dłoń, czyściutką z elegancko pomalowanymi paznokciami - a ja bez słowa nasypałem jej na nią porcję wijących się robali.......
Zwinąłem się pierwszy.........