Po długim zwolnieniu czas przyszedł na powrót do pracy, a że wypadło to na piątek, więc nie byłem z tego bardzo szczęśliwy. Pierwsze godziny w pracy i juz miałem dosyć. Wszyscy marudzą, narzekają aż mi się to udzieliło ale w sercu nie mogłem doczekać się niedzieli i wypadu na rybki. Gdy nadszedł dzisiejszy poranek, pełny wigoru i dobrego humoru udałem się do mnie nad staw. Nad wodą spotkałem tylko jedną osobę, więc była cisza i spokój, i mogłem wybrać sobie dogodne miejsce do wędkowania. Po małej chwili rozstawilem sprzęt i jak nigdy sięgnąłem po spławik z nadzieją, że połowię dziś coś innego niż karpie. Zanęty, pellety i kukurydzę odstawiłem na bok i skupiłem się tylko na białym robaku. 2 na haczyk i z 10 max 15 szt wystrzeliwanych z procy w okolice spławika. Pierwsze minuty łowienia i już zaczęło się coś dziać. Najpierw w podbieraku wylądował mały leszczyk, następnie płoć i wzdręga, a gęba coraz bardziej się cieszyła. Kolejne branie i wielki plask, wir w wodzie i odjazd, i nagle pstryk, żyłka główna 0.18 trabucco XPS match strzeliła. Bylem w totalnym szoku co się stało, jak to przypon 0.16 nie poszedł tylko główna i kurcze moje ulubione cralusso pro match 4g tez sobie popłyneło. Na szczęście po chwili moim oczom ukazał się spławik i mogłem go wyłowić. Chwilę zabawy miałem po tym incydencie z budową zestawu i wygruntowaniem łowiska od nowa. Na szczęście poszło wszystko sprawnie i rybka się zbytnio nie spłoszyła, bo nie minęło kolejne 5 minut a kolejne rybki meldowały się w podbieraku. Raz płotka, raz leszczyk i tak mijał czas nad wodą. Niestety nie mogłem się opendzić od karpi, bo aż 15 sztuk uwiesiło mi się na haczyku. Trafiły się też ładne 2 jazie i był by 3 ( moja życiówka 50 może 50 w +) ale niestety po drugim nie udanym podebraniu ryby, haczyk 12 Ownera nie wytrzymała i się wyprostowała. Dzisiejszy mój bilans to 15 karpi, 10 płoci, 3 leszcze, 2 jazie, wzdręga i karaś złocisty. Niby wszystko super ale mam niedosyt z tym jaziem. A był tak pięknie wybarwiony