Najważniejsza jest jednak nieuchronność kary. Jestem pewien, że większość ludzi trudniących się kłusownictwem wcale nie wlicza sobie kary "w koszta". Oni są pewni, że nikt ich nie złapie.
Wliczają. Z relacji kolegów strażników, którzy notorycznie łapią kłusoli (jedna i ta sama ekipa, nawet rodzina) wynika, że są oni karani co jakiś czas albo mandatami albo sądownie. W trakcie kontroli zawsze twierdzą, żę sobie to odbiją. I taka jest prawda. Niech codziennie nakłusuje 10 sandaczy i 20 leszczy. Złapią go raz na tydzień i zapłaci mandat 200 albo z sądu 500. Nie stać go? Pokrywa kary tym, co ukradł. Bo teoretycznie nie pracuje i nie zarabia legalnie.
Daleko przykładów szukać nie trzeba:
"około 50 leszczy, kilka karasi, 10 sandaczy i 1 szczupak" - to masz widoczną średnią z jednego dnia na przykład. Policz sobie jaki to zarobek. Jak go złapią po tygodniu takiego kłusowania to płaci z tego co zarobił i się śmieje. To nigdy nie odstraszy tych ludzi. Kara powinna być x 10 albo x 100. Wtedy odstraszy. Tak jedynie zachęca. Bo nawet jak będziesz złapany to statystycznie Ci się to płaca.
Sandacz to około 50 zł/kg. Niech każdy miał 2 kg to masz 20 kg sandacza x 50 złotych = 1000 złoty. Pozostałe ryby mniej więcej na kwotę 250 złotych, bo leszcze były małe. To masz tak "na oko" 1250 złotych. Z jednej siaty.
Gdybym ja mógł kręcić wałki, na zasadzie, że kręcę aż mnie złapią i płacę tyle, ile nakręciłem w momencie złapania mnie, to robię to non stop!
To tak, jakbyś kradł samochody a w momencie, kiedy Cię złapią, każą Ci zapłacić równowartość jego rynkowej ceny. I robili by to na zasadzie na miejscu, lub sądownie, doliczając koszty postępowania.
Dlatego uważam zupełnie odwrotnie. Nie nieuchronność kary ale jej wysokość, która skutecznie odstraszy. Plus nieuchronność, ale dopiero wtedy. I masz spokój z kłusownikami.