Ogólnie to nie wierzę w to co tu widzę
W końcu ktoś spokojnie dyskutuje i sensownie przedstawia argumenty, a nie np. wrzuca pdf'a w języku angielskim jednej z fińskich grup rybackich, z której wynika, że całym złem na świecie są wędkarze, kormorany, no i foki. Problem w tym, że u nas fok w jeziorach nie ma, ale luz jak się ma tytuł, to można więcej
Trudno jest dyskutować z kimś kto w jednej pracy pisze
"wartość ekonomiczna wędkarstwa w Polsce, czyli suma wszystkich składników tej dyscypliny posiadających wartość ekonomiczną, wynosi około 315 mln euro (tab. 3).", po czym tu na forum publicznie mówi, że turystyka wędkarska w Polsce się nie sprawdzi, że na Mazurach nigdy nie będzie turystyki nastawionej na wędkarzy
To skąd on wziął te wyliczenia?
O to ogólnie mamy zarzut do IRŚ, że wielu naukowców z IRŚ nagina metodykę badań do z góry ustalonych wniosków. Jak można np. na podstawie ankiet wędkarskich określać poziom biogenów w zbiornikach w Polsce i wywodzić stąd konieczność ich sieciowania. Jak widzę badania na podstawie których dochodzi się do wniosków co do konieczności sieciowania polskich wód, z uwagi na zagrożenie eutrofizacją, a opartych m.in. na tym, że 45 % holenderskich wędkarzy nastawia się na płocie, a Czesi wyłącznie na karpie (często te badania są z lat 70 i 80-tych) to mnie krew zalewa
Prof. Wołos w swoich badaniach liczy sobie średnią (w kg) użytych przez wędkarzy zanęt, a potem pisze, że za eutrofizację polskich zbiorników odpowiadają wędkarze. Tak, bo zbiornik A położony w Wypizdowie będzie taki sam jak zbiornik B położony w Cycowie. Żadnych badań hydrochemicznych wody, jedynie ankiety - i z tego facet wywodzi, że na wszystkich zbiornikach jest tak samo. To już chyba nie do końca jest nauka
Jestem niesamowicie zadowolony, że w końcu pojawił się ktoś z IRŚ kto rzeczowo przedstawia swoje argumenty, a nie macha szabelką i niesie wieść objawioną twierdząc, że Polska rybą stoi, tylko wędkarze nie potrafią łowić. A tam gdzie ryb nie ma, to jest to wynikiem działania kormoranów, no i samych wędkarzy
Moja ocena problemu turystyki wędkarskiej jest taka, że jeżeli chodzi o małe zbiorniki i szeroko rozumianą agroturystykę, to obecnie w kraju panuje boom na tego typu łowiska. Powstaje co raz więcej komercji, łowiska karpiowe przeżywają oblężenie (często oblegane przez cudzoziemców jak np. Gosławice, gdzie zezwolenie jest tygodniowe i kosztuje tysiąc złotych od osoby). Im mniej wód wkoło tym większy biznes na zbiorniku (vide Batorówka, która jest oblegana już przez wędkarzy z całej Polski - gdzie nawet facebookowe społeczności będą organizować w 2019 r. swoje zawody).
Natomiast na dużych zbiornikach turystyka wędkarska wydaje się być nieopłacalną. Zdecydowanie więcej można zarobić na sieciowaniu wód. Ja osobiście winie za ten stan rzeczy takie a nie inne regulacje związane z operatami rybackimi i ogólnie ustawą o rybactwie śródlądowym (oprócz oczywiście pseudo działaczy z PZW, jeżeli chodzi o związkowe wody
) W mojej ocenie kasa z zezwoleń na wędkowanie nie jest w stanie pokryć "kosztów utrzymania zbiornika" Dobry przykład. Co gdy dany użytkownik posiada np. kilka jezior? Przecież same "koszty" całorocznej "ochrony" tych jezior (a chronić trzeba, bo kłusownictwo w Polsce jest dziedziczne) czynią ten cały biznes nieopłacalnym. W dodatku dochodzą koszty corocznych zarybień oraz innych zobowiązań względem państwa.
I teraz niech danemu użytkownikowi zwali się na łeb 100 wędkarzy dziennie z limitem takim jak w RAPR. Przecież zrobią z tej wody pustynie. To po ile wówczas musiałby być te zezwolenia, bo na pewno nie po 30 zł. I jak mieć wówczas duże okazy ryb w zbiorniku? Jak je chronić? Należałoby ciągle pilnować przestrzegania regulaminu łowienia. A skąd na to wziąć kasę? Skąd wziąć kasę na rzeszę strażników, ciągły monitoring ? Kary mogą być surowe, ale jak nie będzie kontroli, to Polak jak to Polak dostosuje prawo pod siebie
Przykład z zaostrzeniem kar za jazdę po pijaku dobrze ukazuje to o czym mówię. Nadal rodacy chleją i jeżdżą. I jeszcze ci trzeźwi mają pretensje, że Policja ich zatrzymuje do kontroli, bo przecież jakim prawem, jak on nie pił. Jakim prawem chce go ktoś skontrolować. Trzeba to nagrać i wrzucić do internetu, że Policja czepia się praworządnych obywateli
Wracając do tematu. Przeciwieństwem łowisk o których mowa wyżej są łowiska karpiowe, które co do zasady są dużo mniejsze, łatwiej je kontrolować. Tam się płaci dużo za przyjemność kontaktu z naprawdę dużymi rybami i jednocześnie później te ryby wypuszcza. Co by nie mówić o karpiarzach, to jednak większość z nich rozumie prostą zasadę, że jak rybę wpier...dzielisz, to jej dużej nie złowisz. Właściciel karpiowej wody jest w zdecydowanie lepszym położeniu, aniżeli właściciel jeziora nad którego brzegami i na łódkach wędkuje chmara kormoranów w letnich gumofilcach
Dlatego uważam, że wody No Kill to przyszłość dla wielu zbiorników w Polsce, również tych dużych (choć sam jestem za możliwością zabierania ryb). Jednak, ażeby w Polsce mogły one powstawać również na "dużych zbiornikach" muszą być zmiany w prawie rybackim, bo czasy ciągłej produkcji ryb już dawno minęły i nie wrócą. Ogólnie bez zmian w prawie, a potem w ludzkiej świadomości będzie tak jak będzie, czyli że w przyszłym roku zamiast na Mazury jadę zagranicę