Powiem więcej, też jestem z wykształcenia ichtiologiem i swego czasu na studiach opracowywałem takie przykładowe operaty zarybieniowe. Psor, też zresztą wędkarz, od razu uświadomił nas, że z wód PZW nie można tego zrobić rzeczowo bo prawie nikt nie wypełnia dobrze rejestrów, ale co było robić jak nie ma innych danych? Sorki, ale na czymś trzeba się opierać, więc jest jak jest.
Niestety dużo aktów prawnych trzeba jeszcze pozmieniać żeby to zaczęło sensownie funkcjonować i nie ma co zrzucać winy na IRŚ bo oni tylko robią to co zostało im zlecone. Nie mamy porządnego gospodarza na naszych wodach, a jak coś jest nieupilnowane to nie ma tego wcale. Przykre ale prawdziwe.
Kordi, zgodzę się z Tobą w kilku kwestiach. Jednak nie myśl, że tutaj IRŚ uważamy za jakieś wielkie zło czy demona, bardziej - jesteśmy ich postawą rozczarowani. Nie da się ukryć, że wielu pracowników tej placówki nie ma dobrego zdania o wędkarzach, co zadziwia, bronią natomiast PZW. Wprowadzają mit o uczciwości rybaków, zapominając jednak, że wędkarze narzekają nie na samego rybaka, ale na spółke z nim w PZW. DO tego oni widzą wody przez pryzmat osobników idealnych do sprzedazy i konsumpcji, wędkarze zaś chcą często ryb dużych. No i najważniejsze, ci z IRŚ chcą aby zarybiać...
Jeżeli maja sie pojawić jakieś zmiany w Polsce, powinny one być zapoczątkowane, przez własnie naukowców, którzy w jakiś sposób monitorują sprawy w Polsce, widzą ilu jest użytkowników z wędką w ręku, a ilu rybaków. Gdyby nie powierzchnia jezior, rybacy stanowili by skromny ułamek gospodarki wodami, na przykład biorąc pod uwagę ich obecność lub ilość wód. Więc na pewno powinien powstać kierunek prowędkarski, skupiający się na zagadnieniach wód przez nich użytkowanych. Zresztą sami określają wędkarstwo jako rybactwo, inne są narzędzia połowu.
Tak, RZGW to państwowy nadzorca wód, i tam jest dziwnie. Ale przyjrzyjmy się tej instytucji, kogo oni zatrudniają? W Wielu przypadkach są to ludzi epo uczelniach rybackich, jak Olsztyn czy Szczecin. Więc niech nie dziwi sposób patrzenia na sprawy...
Według mnie tutaj mamy do czynienia z dość ciekawą kwestią. Czy ustawa z 1985 roku i nowy kierunek gospodarki, zwany zrównoważoną, jest naprawdę taki dobry? Czy warto wszystkie wody, zwłaszcza wędkarskie, prowadzić w ten sposób, zwłaszcza gdy nie ma odpowiednich organów kontroli? Bo w 1985 roku było PRL, i to PZW mogło piastować pewne funkcje, wyręczając państwo. Teraz już tak nie jest. Czytając co jakiś czas Komunikaty Rybackie zauważam wciąż te samą tendencję, do spychologii, winny jest kormoran czarny i wędkarze. Zero o jakichś zmianach, czerpaniu z przykładów takich jak Czechy. Coś tu nie gra, choć coś tam się zmienia...
RZGW to spory problem, ale oni działają wg pewnych wyznaczonych im procedur. Te natomiast zmienić można tworząc odpowiednie poprawki, ale to muszą być naukowcy, nie wędkarze. Hucpa z Zalewem Zegrzyńskim pokazała też jak można okpić wędkarzy. Dwóch ludzi bodajże opracowało badania, chyba z IRŚ, o tym że 'rozwiązaniem' dla tego akwenu było zainstalowanie rybaków. Czy takie badania to jest coś pisanego naprawdę w uczciwy sposób? Czy uwzględniało to interesy wędkarzy, którzy za to płacili i płacą?
Dlatego jasne, wędkarze ponoszą sporą winę za obecną sytuację, ale zamknięci sa oni przepisami, nierozsądnymi w wielu kwestiach. Na dodatek nie ma kontroli, które wymogłyby przestrzeganie przepisów, nie ma edukacji. Jeżeli pracownicy IRŚ uważają no kill za złe, a wędkarzy tak łowiących za sadystów (sadyzmem nie jest zabranie ryb do domu, gdy się duszą), zaś ten pogląd wtłacza się do głów studentom kierunków rybackich, to czy może być lepiej? Przecież większość wód w Europie to no kill w jakimś stopniu, zaś zdegradowane wody mamy my, Polacy.
Dlatego tak piszemy o IRŚ
Że nie chcą zrozumieć wędkarzy i działać dla dobra wszystkich, lecz dla wybranej kasty - rybaków, że nie rozumieją iż wędkarstwo to juz nie tylko zdobywanie mięsa, to hobby, które służy odpoczynkowi. Wystarczy pojechać do Czech i zobaczyć jak się mają ich wody. Dwie uczelnie kształcą ichtiologów tam, zaś państwo działa w interesie i hodowców (karp to towar eksportowy Czechów, w Polsce bardzo popularny) i wędkarzy. I mają się całkiem nieźle, rzekłbym wspaniale (choć z ilością karpia przesadzają troszkę).