Też tego za bardzo nie rozumiem. Dla mnie jad a ukłucie hakiem to dwie różne rzeczy, tym bardziej, że pstrąg jest małą rybą, a człowiek waży 100-200 razy więcej, więc sprawa dawki też jest ciekawa. NIkt tego wcześniej nie robił, więc należy się domyślać, zę tez nie znano dawek. Wyobraźcie sobie co by było gdyby ludzi nakłuwano dawkami jadu pszczelego pierwszy raz w historii badań, waląć spore dawki. Można by wywnioskować, że to trucizna co zabija nie stosując odpowiednich dawek
Ogólnie wiele badań można tak prowadzić, że osiąga się zamierzony efekt lub wyciąga się 'odpowiednie' wnioski. Zastanówmy się, czy skoro ryby mają odczuwać ból, to czy czasem zanieczyszczenie wód też nie sprawia im cierpienia? Może walenie ścieków jest też znęcaniem się nad zwierzętami? Badał to ktoś? Mogę tak odbijać piłeczkę naukowców rybackich (to oni wykorzystują te badania, pomijając celowo te nowsze) dość długo.
Polecam też zastanowić się, jak ryby giną łowione przez rybaków, np. te mniejsze. Wg mnie się duszą, wiele tych większych również. Więc jeśli jakiś agent rybacki Czerwiński nazywać chce wędkarzy sadystami, to niech spojrzy na swoją branżę. No chyba że wychodzimy z założenia, że skoro pozyskuje się ryby na paszę, to jest to 'zbożny cel' i o sadyzmie nie ma mowy.
Dlatego sprowadziłbym to do innego mianownika, że ani rybak ani wędkarz sadystą nie jest, o ile nie czerpie przyjemności z zadawania bólu zwierzęciu.
I dlatego między innymi uważam, że PZW to chora organizacja, której włodarze są tam po to aby tulić kasę a nie bronić wędkarskich interesów. Bo po takich wypowiedziach lub pracach, jak ta Wołosa o wędkarzach co zanętami niszczą wody, co ma tyle wspólnego z nauką co słońce ze słonecznikiem, należałoby panóœ z IRŚ osadzić w miejscu i zagrozić przerwaniem współpracy lub zrobić to, formując grupę własnych ichtiologów, którym zleca się badania pod wędkarzy. No ale przecież ZG PZW prowadzi osobną działalność gospodarczą polegającą na sieciowaniu stu kilkudziesięciu wód Mazur i Suwalszczyzny za pomocą GR Suwałki (która stoi w totalnej sprzeczności z interesem wszystkich członków związku, do tego oni tego nie chcą!), gdzie kasa idzie na 'cele statutowe', jak kupno chaty dla prezesa Rudnika, określonej jako 'archiwum', na łatanie dziur po fatalnych wynikach finansowych Wiadomości Wędkarskich. Pikanterii dodaje fakt, że w takim układzie ZG nie musi zależeć od wędkarzy, dlatego ma ich w doopie i olewa całkowicie, bo ma własną kasę. I potem jeden z drugim naukowiec rybacki pisze prace używając gniotów pseudonaukowych jako źródła, i wychodzi, że wędkarz truje, jest szkodnikiem, a ten co wypuszcz to jeszcze paskudny sadysta. A gdyby zabierał rybę, to byłby obrońcą zwierząt zapewne, ryba na pewno wolałaby aby taki miłośnik zwierząt je odławiał