Według mnie wędkarstwo w Polsce wygląda tak jak wędkarze tu łowiący. Jest to odzwierciedlenie ich 'umysłów' w czystej postaci. Nie da się zjeść jabłka i mieć go jednocześnie, dlatego efektem są spustoszone wody. Wędkarze nie chcą słyszeć o tym aby wypuszczać ryby, i biorą, dziwiąc się potem, że jest bezrybie. To szokujące, bo pazerność tutaj zagłusza zdrowy rozsądek.
Podam po raz kolejny przykład, jak zrobić wody bardziej rybnymi na karpiu (czyli tam gdzie się go wpuszcza). Otóż zarybia się kroczkiem 30+ cm, mając jednocześnie wymiar ochronny 40 cm. Oznacza to, że zarybieniowa ryba nie trafia od razu na patelnię. Po roku karp osiąga 40 cm, i można go zabrać. Jest dwa razy cięższy prawie, a więc jest to dwa razy więcej mięsa, jest sprytniejszy, daje większą frajdę z holu. Wystarczy jeden rok tylko nie zabierać karpika, aby co roku było lepiej. Bo każde zarybienie będzie tak działać, ryby nie da się wytępić szybko.
Powiedzcie mi teraz, które okręgi tak robią?
Mamy do czynienia z idiotycznym zabieraniem karpia, zanim cokolwiek urośnie. Kasa na zarybienie idzie na to, aby ryba została praktycznie zeżarta zaraz po złowieniu! To nie ma sensu, a jednak tak jest wszędzie
Zadajmy sobie pytanie, czy PZW tutaj blokuje coś? Czy nakazuje zabierać karpiki 30 cm? Otóż nie, to wędkarze chcą takiego układu, gdzie odławia się zarybioną rybę zaraz po jej wpuszczeniu. To wędkarze wywierają wpływ na władze kół, aby tak się działo. Ci sami ludzie nie za bardzo chcą głosować, szukać lepszych rozwiązań, oni chcą jak najwięcej zabrać, płacąc jak najmniej. I to jest tragiczne właśnie.
Jak więc z takimi ludźmi tworzyć nowoczesny związek wędkarski? Wg mnie tylko wtedy ma to sens, kiedy się tym ludziom pokaże, co trzeba robić. Dlatego właśnie przejmowanie władzy ma sens, potrzebne jest też opracowanie programu wędkarskiej gospodarki wodami, który byłby przedstawiony wędkarzom jako swojego rodzaju sedno skutecznego działania. Teraz tego nie ma, jest gospodarzenie na 'chybił-trafił' (częściej chybił).