Jakieś 2 godziny temu zauważyłem potężne spławy, amurki hehe
Wywaliłem methodę i założyłem spławik (tylko to miałem pod ręką) i do tego hak qm1 12
(nieprzygotowanie jak zwykle) i na niego dosyć mały kawałek skórki od chleba (nie zdążyłem jeszcze go zjeść).
Zarzuciłem ile fabryka dała w okolice spławu.
Udało się, spławik doleciał.
Po chwili potężne zebranie chleba z powierzchni i... rola!
Hamulec dokręcony na maksa (dostosowanie do wytrzymałości żyłki) i jazda.
Nie mogłem go zatrzymać.
Poleciał z 30-40m i nagle cisza, myślałem, że go spiąłem...
W pobliżu był zaczep, więc pomyslałem, że to jego ciągnę, delikatny opór...
Przy brzegu zaczep ożył i zrobił świecę
I zaczęło się. Feederek był stanowczo za słaby.
Bardzo długo się z nim męczyłem.
Zobaczył podbierak i znowu to samo.
Po ponad 30 minutach udało się...
Wyciągam go na matę ważę i... "tylko" 6kg...
Nie wierzę... był baaaardzo silny.
Wiem, że każdy ma swój sposób, każdy sposób ma swoje wady i zalety, potrzebny jest odpowiedni sprzęt itd.
Odpowiada mi karpiowanie, dzisiaj to tylko utwierdza moje zdanie
Znajdę swój sposób i będę szczęśliwy