Tomasz, tu trzeba działać rozsądnie ale i rozumieć pewne rzeczy. Sum to nasz rodzimy gatunek, i był tu od dawna, a w Ebro to gatunek inwazyjny. Nie można więc porównywać tych dwóch rzeczy. Moim zdaniem punkty za zarybienia to swoisty rodzaj eksperymentu, gdzie naukowcy rybaccy spodziewali się, że brak szczupaka zastąpić można sumem. Ale to tak nie działa. Potrzebujemy zarówno jednego jak i drugiego. Niestety, u nas naruszono równowagę, i pojawiły sie problemy. Szczupak ma nikłą ochronę, a suma chroniono zdecydowanie lepiej. Do tego dawniej mało kto je łowił, z powodu ograniczeń sprzętowych, szczupaki zaś wielu. Jednak dziś sumiarstwo robi się mega modne, i suma będzie coraz mniej jak się tego nie ogarnie. Nie można go tępić, bo to też będzie miało następstwa.
Najlepszym rozwiązaniem jest zrobić odpowiednie badania, poprzedzone naciskiem na rzetelne wypełnianie rejestrów połowowych i przeznaczenie odpowiednich środków na ochronę wód. I zadziałać odpowiednio, limitując połowy na odcinkach rzek na przykład. Bo są miejsca, gdzie suma może być masa, w innych zaś mało. Więc nie będzie tak, że mówimy o wielkiej populacji na Odrze czy Wiśle, bo może to wyglądać różnie. Pamiętajmy, że drapieżnik ze szczytu łańcucha pokarmowego jest bardzo ważny, i nie można go po prostu usuwać bezmyślnie, bo zaczną pojawiać się problemy. Jezioro na którym łowiłem w dzieciństwie w zielonogórskim, miało sporo suma, i nie przeszkadzało to w niczym innym gatunkom, których było bardzo dużo. Nie znaczy to jednak, ze powinno się zarybiać sumem i jeszcze go specjalnie chronić, podczas gdy tępi się inne drapieżniki. Dlatego tak ważne jest zachowanie równowagi i monitorowanie wód, które opiera się na rzetelnie wypełnianych rejestrach połowowych.
I tu właśnie jest sprawa zarybień. Musimy je ograniczać, zastępując je ochroną tarła i badaniami wody, prowadzonymi przez ichtiologów z PZW i Polskich Wód. Każda woda musi być traktowana indywidualnie a nie traktowana jak pole doświadczalne, gdzie na przykład na potęgę zarybia się jaziem. Musimy widzieć co się dzieje z naszymi wodami, a nie wróżyć z fusów. I tu wiadomo co jest grane. Naukowcom rybackim nie jest to na rękę, gdyż szybko okazałoby się jak wielkim fiaskiem było wprowadzenie modelu 'zrównoważonej' gospodarki rybackiej. Ograniczono by zarybienia, co też nie jest na rękę włodarzom PZW, gdyż to dla nich maszynka do robienia kasy. Bo zmuszeni jesteśmy kupować olbrzymie ilości ryb, a nie ma lepszego pola do oszustw, niż zarybienia. Nikt nie udowodni ci, że nie wpuściłeś ryb, chyba, że łapiąc za rękę...