To, co się dziś wydarzyło, przeszło moje oczekiwania, po służbie wybrałem się nad mały staw PZW w moim mieście, plan taki, że posiedzę trochę, bo i tak nigdy nic tam nie złapałem. Pierwsze co to szok, jak zobaczyłem parking, myślę sobie - na pewno zarybili, bo tu nigdy nie ma tyle aut, ale jak już tu jestem, to idę.
Okazało się oczywiście, że miałem dobre przeczucie, wpuścili 200 kg karpia, ale jak już tu jestem, to siadam, poszedłem w ciemnościach tam, gdzie po prostu było wolne, a że miałem trochę miksu gotowego tylko z innej sesji, to szybko zacząłem łowić metr od wyspy. Po ok 10 min pierwsza rybka i kupa gadki - patrzcie ma karpia itp. itd. No to podajnik znów do wody (łowiłem metodą) i czekamy, za chwilę kolejna i następna. I tak od 8:30 do 12:15 zameldowało się 18 karpi i jeden lin. Dodam jeszcze, że wszystkie ryby na pellet 8 mm Sonu czosnek, a tylko lin na pikantną.
Nad wodą zrobił się trochę popłoch, bo inni nie łapali - może dwóch z nocki miało po 1 karpiu. Ogółem rybki małe, miały od 33 do 40 cm, a koleś, który był obok, myślałem, że mnie zje, jak rybki wracały z powrotem do wody. Prosił mnie, żebym mu dał, ale odp. była taka: ja łowię, ja decyduję, co się z nią stanie.
Był to mój pierwszy taki udany w życiu dzień na wodzie PZW, a najbardziej mnie cieszy to, że było tam tyle chłopa co umieją tylko gadać, ile to ryby oni złapali, a dziś siedzieli z spuszczoną głową i tylko komentowali jak wyciągałem kolejne ryby.
Parę fotek rybek, które dziś złapałem i ta wyspa, która mi je dała