Maciek, to nie tak, ja mam takie samo zdanie. Uważam, że jak jest 1000 wędkarzy w kole i 20 chce no kill (100 jest neutralnych reszta bardziej lub mniej na nie), pojawią się na zebraniu i to przegłosują, to nie powstanie coś co ma spore szanse sukcesu.
Decyzję o no kill czy innych ważnych rzeczach trzeba umotywować, trzeba wyjaśnić to ludziom. Bo bez tego będzie jak w Warszawie, po roku odcinek no kill zniknie, będą coraz większe podziały. Jeżeli zaś reformę trzeba robić, to trzeba w tym wziąć udział. Nie zaś mięsiarskiemu zarządowi nakazać zrobienie wody bez zabierania, co ma być pilnowania. To wędkarze mają się rządzić!
Dlatego wolę scenariusz, gdzie są koła gdzie sa wody no kill i zwolennicy takiego łowienia oraz wody gdzie się zabiera. Nie widzę sukcesu jeżeli mniejszość narzucać będzie swą wolę zdecydowanej większości. To nie da dobrych owoców.
Teraz zastanówmy się jak to powinno wyglądać. Jeżeli decyzje są typu wybór prezesa, działania SSR, podział kasy, ilość zawodów itp, to jasne, że mamy głosować, mamy przedstawiać wnioski. Jednak nie powinno to być stawianie wszystkiego na głowie! Aby woda była rybna, trzeba się nią opiekować, trzeba jej pilnować. Muszą robić to wędkarze sami. Jeżeli jednak 90% nie chce no kill i spora grupa będzie łamała zakazy, to po co coś takiego? W ten sam sposób, w jakimś kole gdzie jest no kill i 90% tego chce, grupa mięsiarzy będzie mogła wszystko rozwalić stawiając się na zebranie... To jest miecz obosieczny. Przypomnę też, że nie wystarczy ustanowić no kill na wodzie, trzeba to utrzymać, zadbać aby ryby rosły, aby ich nie zabierano. Uchwały muszą mieć sens!
Maciek, w tym roku zrozumiałem gdzie jesteśmy tak naprawdę. Jesteśmy na początku drogi, nie zaś w jej połowie. Trzeba uświadamiać ludzi, tłumaczyć im, nie zaś robić czegoś na chama, na siłę. Tak może zrobić państwo, które opiekuje się wodami, które tworzy regulacje oparte na słusznych przesłankach, nie zaś stowarzyszenie, które działa na zasadzie decydowania większością. Jeżeli chcemy zmian, wnioskujmy, uświadamiajmy, tłumaczmy, łopatologicznie nawet, szykujmy grunt pod zmiany co nastąpią za rok, dwa, cztery.
I to gdzie mieszkam nie ma wiele wspólnego z tą sprawą. U mnie kluby działają bardzo dobrze i nie muszę się mieszać w zarządzanie bo nie ma niczego wielkiego do naprawy. Jest dobry system i on działa, w Polsce tego systemu nie ma. Problem polskich wód, ich stopnia degradacji, nie wynika tylko z tego, że ludzie nie chodzą na zebrania. Jakby przyszli wszyscy to by przeszło zarybianie karpiem i jego natychmiastowe odłowy, usunięcie limitów, wymiarów i okresów ochronnych, wielkie odrybianie. Dlatego trzeba ludzi uświadamiać.
Podam przykład - tworzenie krześlisk i stref ochronnych, ryba się wytrze i będzie jej więcej, ochrona zimowisk, ryba się rozpłynie i wytrze na wiosnę, no kill na danym zbiorniku - możliwość robienia dobrych zawodów, szkółek, zachęcenie innych do przyjścia do koła, większe środki na zarybienia na innej wodzie, większe datki na SSR - lepsza ochrona wód, więcej ryb w wodzie. To jest współpraca i działanie dla wspólnego dobra, odpowiednio uzasadnione. Bez dyktatu no killowców czy mięsiarzy czy innych, co będą rządzić po swojemu wbrew większości. Tak to powinno wyglądać w PZW. Niektórym się wydaje, że jak pojawi się 'sekciarstwo' na walnym zebraniu, to będzie dobrze. Nie będzie, trzeba działać z głową, wziąć odpowiedzialność na swoje barki.