Ciekawe rzeczy. Powiem Wam, ze zastanawiam się jak długo władze samorządów będą przychylnie patrzeć na rybacką gospodarkę narzuconą przez ustawy z czasów PRL. Jak widać burmistrzowie czy wójtowie widzą, że turystyka jest kluczem do rozwoju regionalnego, a jak tu reklamować lasy i jeziora, jak w tych drugich nie ma ryb? Gdyby się mogli ci ludzie zjednoczyć, mogliby wiele zwojować, działać samotnie jest ciężko. PZW ma tu też chronione dupsko, bo ma prawo przedłużenia dzierżawy. Gdyby zbiorniki te były puszczane w przetarg co 10 lat, nie byłoby tak różowo. Bo gminy na wzór Lubniewic same mogłyby startować w przetargu, odbijając wody rybakom i PZW. Bo pomyślmy. Gdyby były w danym jeziorze ryby, spore i w dużej ilości, byłaby to nie lada reklama, magnes przyciągający turystów. A tu doopa, wody puste lub sieci przy pomostach
Kolejną rzeczą jest zachowanie się PZW. Dochodzi powoli do przesilenia, ci ludzie powinni to widzieć. PZW traci swoją siłę przebicia, ma coraz mniej do zaoferowania, mając bezrybne lub słabe wody tworzy zapotrzebowanie na dobre łowiska, przez co uruchamia działania grup chcących takie wody przejąć. Sami sobie kręcą stryczek.
Ciekawi mnie czy widzą jak działa okręg opolski. To chyba jedyny z okręgów, gdzie komercje nie mają siły przebicia dzięki wodom no kill. Jak dla mnie powinien to być przykład do naśladowania, bardzo słuszny. A tu doopa, kolejna. Jednak widać, że Rudnik nie jest Dziemieckim czy Grabowskim, i bardziej się stara, przykłada uszy gdzie trzeba. Pytanie tylko kto tak naprawdę rządzi w PZW. Czy prezes związku może więcej niż prezes okręgu mazowieckiego, kto ma większą siłę przebicia? Kto stoi za takim Rudnikiem? A kto za Bedyńskim? No właśnie...