On zwolennikiem wędkarzy to nigdy nie był i nie będzie, pomimo zasiadania nawet w Radzie Naukowej przy ZG PZW. Dlatego nie zaskoczył mnie też fakt, że o turystyce wędkarskiej w ogóle nie myśli i jest mocnym zwolennikiem dalszego sieciowania zbiorników PZW, w tym zbiorników zaporowych, co widać też w jego publikacjach naukowych. Jednak nie trudno jest zauważyć, że ten schemat totalnie się nie sprawdza bez zmian w użytkowaniu całej zlewni, gdyż sieci nie rozwiązują żadnego z istniejących problemów. Jednak rozumiem, że skoro pracuje się w instytucie rybactwa, to trzeba jednocześnie promować "środowiskowe aspekty" wykonywania tego zawodu, które często mają się nijak do otaczającej nas rzeczywistości.
Problem jest jednak taki, że wyłączne myślenie przez pryzmat "istotności" rybactwa dla polskich wód, nie rozwiąże problemu Mazur. Są tam problemy wręcz strukturalne od kwestii związanych z ochroną środowiska (m.in. negatywnych aspektów turystki, eutrofizacji i kormoranów), po pozasezonowe bezrobocie, kłusownictwo, a kończąc na "papierowej" gospodarce zarybieniowej.
Nie trudno jest też dostrzec fakt, że wraz ze zniknięciem sieci coraz więcej turystów wędkarskich przyjeżdża właśnie do Orzysza. Mamy 2021 r. i wiele krajów z podobnymi do naszych wód jeziorami i rzekami, w których to krajach jednak dało się pogodzić wędkarstwo z rybactwem. Natomiast jak widać u nas jeszcze mamy PRL-owską mentalność, że rozwiązaniem problemów mogą być sieci. A szkoda, bo tak jak rozwiązaniem problemu eutrofizacji nie są sieci, tak i rybactwo oraz wędkarstwo można pogodzić na naszych pojezierzach, biorąc pod uwagę również aspekty środowiskowe. Jednak tu chyba trzeba byłoby zmian w mentalności ludzi. A to idzie strasznie mozolnie.