Od dziesięciu lat nie mieszkam w Polsce więc przestałem być członkiem PZW. Na wakacje przyjeżdżam co roku, jeżdżę z ojcem na ryby w celach towarzyskich a że licencji nie mam to nie łowię i wędek nie dotykam, zresztą i tak nigdy nic nie bierze (czasami dogryzam Tacie, że tyle co on za cały rok złowi to ja czasami za jedno posiedzenie złowię w UK i to wcale nie na komercyjnej wodzie - nie jest to stwierdzenie dalekie od prawdy).
Od znajomych dowiaduję się, że w kole działają te same osoby co za moich czasów. Takie leśne, niereformowalne dziady czekające na pół litra za egzamin ze znajomości regulaminu PZW (z nieoficjalnych informacji wiem, że zdarza im się postawić na jeziorze siatkę, ale oczywiście dowodów nie mam. Ale jest to bardzo prawdopodobne).
Czy nie uważacie, że warto samemu zacząć działać w kole odsuwając powoli ludzi ze starego pokolenia. Ludzi, którzy nigdy nic nie zmienią, raz na rok, będą zarybiać bajora karpiem i później łowić go dzień i noc przez dwa tygodnie.