Odnośnie słabego promowania wędkarstwa w Polsce - odnoszę wrażenie, że PZW doskonale sobie zdaje sprawę, że zaczną niedługo tracić członków w tempie wykładniczym, ze względu na wymieranie tych najstarszych i niewielkie zainteresowanie wędkarstwem młodszych.
Związek radzi sobie jednak w inny, "wyjątkowy w skali europejskiej" sposób - zamiast popularyzować wędkarstwo, stawiają na rybactwo, handel rybami i przetwórstwo, co wiąże się również z dotacjami z Unii. Wędkarzy starają się utrzymać póki jeszcze jest to możliwe, ale nasze hobby nie jest ich polisą na przyszłość.
Koras gdyby nie to, to już dawno by to całe PZW upadło.
Studium upadku polskich wód jest dość proste. Za "komuny" przed 1989 r zarybiano czym chciano i ile chciano, przy braku jakiejkolwiek kontroli. Ważna była realizacja założonego planu w odłowach. Nie zastanawiano się nad skutkami tego, że plan zrealizuje się w 100% i prawie wszystko się odłowi, bo i tak dokona się dużych zarybień. Materiał zarybieniowy produkowany przez całą rzeszę de facto państwowych podmiotów był bardzo tani. Do tego polscy naukowcy rybaccy w czasach komuny zrobili z polskich wód chlewy. Stworzyli bowiem naukowe podstawy racjonalnej gospodarki rybackiej, która bez względu na wszystko, miała zająć się produkcją ryb w polskich jeziorach i rzekach, niczym świń w chlewie na potrzeby wyżywienia narodu.
Po 1985 r. 49 wojewodów zaczęło tworzyć obwody rybackie według własnego "widzi mi się", tzn. często zgodnie z wolą tego kto je użytkował.
No i komunizm upadł. Okazało się, że społeczeństwo nie jest nastawione na codzienne jedzenie ryb z polskich jezior oraz rzek i na wolnym rynku trudno jest utrzymać się śródlądowym rybakom. Gospodarstwa rybackie zaczęły upadać.
PZW miało się dobrze, bo utrzymywało się ze składek wędkarzy, a pozostawiono kilkadziesiąt okręgów z własną osobowością prawną, aby mogły one niezależnie od siebie funkcjonować na wolnym rynku (tak jak przedsiębiorstwa) i być miękkim lądowaniem dla wszelkiej maści byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL.
Jednak w pewnym momencie same składki zaczęły nie wystarczać. Utrzymanie całej biurokracji + pokrycie kosztów zarybień w czterdziestu kilku okręgach PZW stało się mocno kosztowne w gospodarce wolnorynkowej. Co raz więcej osób w PZW było na różnego rodzaju ulgach. PZW po prostu zaczęło się "starzeć". Także cała masa osób w PZW jest członkami wyłącznie na papierze. Nie płacą składek i istnieją wyłącznie propagandowo. Po prostu są oni w PZW, tworząc największe wędkarskie stowarzyszenie w Polsce. Jednak wielu z nich nadal wędkuje na wodach PZW bez jakichkolwiek uprawnień i zabiera te ryby za które ktoś inny płaci. A nie zapominajmy o tym, że według danych IRŚ (pozyskanych z PZW) cała masa osób płaci....jednak płaci ulgowo, czyli mało
Utworzenie Gospodarstwa Rybackiego w Suwałkach, działającego w ramach PZW, było próbą ratowania sytuacji na Mazurach, bo okazało się że składki tamtejszych wędkarzy, w tym biednym regionie Polski, nie wystarczą na utrzymanie tamtejszych wód. Z drugiej strony można było na tym nieźle zarobić, na pewno więcej aniżeli z opłat wędkarzy. Wszystko to spowodowało rozwój gospodarczych odłowów na wodach PZW.
Po upadku komunizmu na wolnym rynku nie było komu produkować materiału zarybieniowego, który w gospodarce rynkowej stawał się co raz droższy. Czasy taniej ryby z komuny odeszły w przeszłość. Starsi wędkarze nadal miło wspominają czasy komuny jak to wtedy łowili, tylko te czasy na wolnym rynku nigdy nie wrócą. Czemu? A no bo temu, że koszt zarybień jest ogromny. Oszukuje się więc w ilościach wprowadzanego materiału zarybieniowego do wód, bo nikt tego nie kontroluje. Kontroluje się jedynie dokumentację rybacką. Nie ma zbytu na ryby (z wyjątkiem drapieżników). Jednak przede wszystkim zarybia się najtańszym narybkiem, który zanim osiągnie pożądaną gospodarczo (czy też wędkarsko) wielkość, to musi minąć wiele lat i ten narybek musi jeszcze dożyć tych czasów
Czyni się tak z uwagi na koszty. Każde gospodarstwo rybackie w Polsce upadłoby gdyby udostępniło swoje wody za 300 zł rocznie wędkarzom, przy takich limitach połowów jakie są obecnie w RAPR, gdyby tylko zarybiało swoje wody w sposób pożądany przez wędkarzy. Dlatego obecnie żeby posiadać publiczne wody trzeba oszukiwać wszystkich.... zarówno państwo, jak i wędkarzy.
W 2005 r. wprowadzono patologiczne konkursy ofert na oddanie obwodu rybackiego w użytkowanie (ten kto zaoferuje najwięcej to wygrywa), więc przy braku kontroli ze strony państwa zaczęto oferować nierealne kwoty na zarybienia i przejmować wody tworząc powszechną patologię nad wodami. Gdyby zaczęto zarybiać tak jak do tego się zobowiązano, to by się po prostu upadło na wolnym rynku, bo koszt zarybień przewyższyłby przychody z pozyskanych ryb. A nikt nie kontroluje tego ile sztuk i czego "idzie" co roku do wody. Kontroluje się wyłącznie dokumentację rybacką.....sporządzoną przez rybaka. Dlatego też np. kupuje się od ośrodka zarybieniowego fakturę z której wynika, ile to ryb się wprowadziło do wody
W przypadku PZW, stowarzyszenie wędkarzy posiada swoje własne ośrodki zarybieniowe i w ramach PZW okręgi handlują między sobą rybami, bo są odrębnymi na rynku przedsiębiorcami. Jaka ich wielkość jest tą realną, to chyba tylko nieliczni o tym wiedzą.
Aby można w Polsce posiadać wody należy więc ciągle zarybiać, aby można posiadać wody należy więc kupować materiał zarybieniowy od wybranych podmiotów. Za komuny była bardzo duża ilość państwowych "ośrodków zarybieniowych", w dobie gospodarki rynkowej zostało ich niewiele i to wyłącznie tych niepaństwowych. No może oprócz samego Instytutu Rybactwa Śródlądowego, który nadal w 2019 r. utrzymuje się z handlu rybami
Poza tym użytkownik rybacki decyzją zarządu województwa może zostać zwolniony z obowiązku prowadzenia racjonalnej gospodarki rybackiej w obwodzie rybackim. A więc to co sam sobie napisał we wniosku (przy braku kontroli, bo kontrola polega na przeczytaniu wniosku przez urzędnika i sprawdzeniu tego czy jest on zgodny z formalnymi wymaganiami przewidzianymi w ustawie i rozporządzeniu) jest podstawą jego zwolnienia z ustawowych obowiązków, czyli np. stało się to podstawą do powszechnego odłowu szczupaka w okresie tarła (w ustawowym okresie ochronnym), niby pod kątem pozyskania materiału zarybieniowego, ale najczęściej po prostu na handel.
Trudno, aby w polskich wodach były ryby, a PZW jako ogół, kiedykolwiek się zmienił. To wszystko po prostu tak musi działać w gospodarce wolnorynkowej. To jest takie perpetuum mobile, które w Polsce działa i każdy boi się tego ruszyć, bo może się to wykoleić. "A na co to komu Panie"