Czesc
.
Wczoraj byłem na rybkach pierwszy raz w tym sezonie. Komercja, łowisko z karpiami, amurami, jesiotrami.
Zważając na obecne warunki i temperaturę wody było całkiem nieźle, i w efekcie trzy karpie 5-6 kg.
Poza karpiami, posluchałem lokalsów i zarzucałem drugą wędkę około 10-20m od brzegu, gdzie ponoć grasują ładne jesiotry (karpie były ze środka, ok 50m od brzegu).
I fakt faktem, lokalsi je wyciągali, może nie tak regularnie jak karpie, ale widziałem ładne sztuki od 7-10 kg.
I teraz kwestia:
- łowiłem na metodę, kulki 8-12mm na włosie, przemiennie kulki tonące i pływające, pellet 2mm
- lekkie karpiówki 2lb na sygnalizatorach
- gotowe przypony z plecionki mikado method feeder 10 cm, haki 6
- brania najczęściej wyglądały tak, że ryba pociągnęła przynętę ok 10-30 cm, i cisza...
- mija chwila, i znowu to samo, ok 10-30 cm żyłki, i cisza, żadnej opcji żeby to zaciąć (wędki w rękach nie trzymam)
- zdarzyło się, że ryba pociągnęła raz, drugi...delikatny odjazd, podnoszę wędkę i pusto (tak ze 2-3 razy)
Nie mam pojęcia, co robiłem źle...wielki pech, czy jakiś fundamentalny błąd w technice?
Pozdrowienia.
L.M.