Pod wpływem dyskusji, kolejny raz dochodzę do wniosku,że zmiany mogą nastąpić tylko za sprawą zmian w społeczeństwie.
Może zmienić się rząd,PZW, piłka nożna, stowarzyszenie działkowca itd... jeśli zmienią się ludzie.Nie tyle ludzie co sposób ich myślenia,funkcjonowania,czy jak tam jeszcze nazwiemy tą charakterystyczną mentalność.
Też wydaje mi się,że większość łowiących interesuje rybie mięso niż cała wędkarska otoczka.Dlatego nie można tak łatwo i prosto zmienić PZW. Uważam też ,że większość z tych ludzi rozumie,bądź zrozumie po wytłumaczeniu,że bardziej rybną wodę można stworzyć,gdy da się tym rybom "odpocząć" ,a to rygorystycznymi limitami,a to zakazami ,a to nawet ideą no-kill. Wiedzą,ale nie chcą
Nie ma kompromisów,nie ma ustępstw.
Droga ,którą już nieraz Lucjan nakreślił,czyli wspólne żądanie wszystkich wędkarzy : ryb ma być więcej! ,jest sensowna. Gdyby podjudzić ogół wędkarzy mogłoby to wywrzeć pewne naciski.
Porzekadło mówi jednak: zastanów się ,czego sobie życzysz
Naprawdę sądzi ktoś,że w naszych realiach,faktycznie większe i sensowniejsze zarybienia zmieniłyby stan wód?
Ja wątpię. Sądzę,że byłby większy amok niż teraz,i zamiast obecności ryb tydzień po zarybieniach,mielibyśmy 2 tygodnie ,a później znów studnia...
Ja dla siebie widzę jedną drogę - olać PZW. Są komercje,stowarzyszenia,łowiska licencyjne. Jestem gotów zapłacić więcej,żeby dostać "coś więcej". W tym wypadku kontakt z rybą,ze średnia,z dużą czasem,nie tylko z płotką i leszczykiem szkieletorem.
Skoro jestem w mniejszości, to wycofuję się z wód ,gdzie skupia się większość.