Ja myślę, że spore "poparcie" można uzyskać w społeczeństwie niewędkującym. Wiele znajomych osób, z którymi rozmawiam, reaguje niezwykłym zainteresowaniem i zaskoczeniem, gdy mówię, że rybę wypuszczam, że rybostan jest w opłakanym stanie. Ludzie nie mają o tym pojęcia! No bo niby skąd? Każdy rozmówca rozumie, że ryby muszą się rozmnażać, że ich miejsce to woda, a nie patelnia, i że ich silna ochrona jest konieczna. Gdy jeszcze, podczas rozmowy z kumplem, dorzucę historię o tym, że za kilka lub kilkanaście lat, nie będę w stanie pokazać jego synowi karasia, lina, albo szczupaka, bo ich po prostu nie będzie, człowiek ten jest gotów ruszać z widłami na Warszawę
Nawet osoby zupełnie mi obce reagują podobnie.
Niedawno na Kozłowej Górze, podczas wspólnej wyprawy z Dominikiem (Oman), złowiłem leszczyka, w momencie, gdy wałem przechadzało się małżeństwo w wieku 50 lat (mniej więcej). Zaraz pytali dlaczego ryba wróciła do wody. Powiedziałem, że ryb jest coraz mniej, należy nimi bardzo oszczędnie gospodarować, lepiej by ryba rosła i się mnożyła. Byli tak zaskoczeni i uradowani jednocześnie, że otrzymałem tytuły pasjonata, przyrodnika, oraz życzenia szczęścia, zdrowia i pomyślności
To nie jedyny przypadek tego typu zachowania, z którym już miałem nad wodą do czynienia. Jest to bardzo częsta reakcja.