Jestem po pierwszej 6 godzinnej sesji z w/w metodą. Wybrałem Daiwe windcast 3,60 z sbirulino. Samo sbirulino przewierciłem tym wiertłem 4mm i włozyłem tam na ścisk szybkozłączkę z igielitem od XTR carp (jaxon). Przypon 80cm z hakiem nr 2. Przynęta to zwykły chleb z nieco twardą skórką z Kauflanda (cena).
Po przybyciu na staw wrzuciłem nieco chleba na powierzchnie i ku mojemu zdziwieniu ryba momentalnie pobierała pokarm.
Głównie lokalizowałem gdzie ryba stoi pod powierzchnia poruszając się z workiem karpiowym, a w środku złożoną kołyską, pudełkiem z przyponami i chlebem. Druga ręka to sama wędka i podbierak karpiowy. Zależało mi żeby być mobilnym - o tym dalej.
Pierwsze kilka rzutów i karpik 3kg. Po nim od razu pierwsze wnioski. Pierwszy to: 1 rzut 1 chlebek. Chleb nie spadał podczas rzutu, ale podczas zwijania owszem.
Kolejne 20 minut cisza. Wywnioskowałem że narobiłem tym karpiem sporo hałasu i trzeba dać miejscówce chwilkę spokoju.
Ruszyłem dalej. Nieco cisza, ale zacząłem pracować całym zestawem nieco bardziej aktywnie. Co 15 sekund lekko podciągałem zestaw poruszając sbirulino z przyponem. Natychmiastowe branie. Amur 5kg.
Kolejne wnioski? Prowokowanie zestawem jest ok. Drugi wniosek. Powyżej linii naszego wzroku (czyli tam, gdzie nie widzimy choćby spławika sbirulino) nie ma co poławiać. Wędkowałem najpierw na flaucie, a potem w lekim wietrze. Przynęty nie widać, spławika nie widać, na żyłce nie czuć brania. Wniosek taki, że w tej metodzie ogranicza (choćby mnie) wzrok (a ten mam b.dobry). Musimy zwyczajnie widzieć nasz chleb, żeby wyczuc branie o w moment zaciąć.
Zrobiłem tej sesji jeszcze 3 karpie około 7kg. Dosłownie koło innych wędkarzy, którzy siedzieli już obok jakiś czas. Byli w szoku. Nawet dałem im chleb w późniejszym czasie, chcąc zobaczyć czy to kwestia przynęty, czy sposobu podania. Okazało się że liczył się sposób podania.
Samych brań zrobiłem około 10ciu, ale nie wszystko zakończyło się zacięciem ryby. Samo zacięcie też nie było w większości przypadków 'pewne'. Były to skórki warg, górna warga - w większości, oraz jedno naprawdę mocne wpięcie w pysku (w tkance miękkiej).
Miałem również pływającą kukurydzę i pływające kulki z trapera - ale zaufałem chlebowi.
Nie korzystałem z żadnych gumek, obejm na chleb. Zwyczajnie zapinałem chleb na hak od strony miążu do strony skórki. Żadna porcja chleba mi nie spadła, a rzutów wykonałem z 60.
Co jakiś czas wrzucałem kawałki chleba w określone miejsce, ale w moim przypadku sprawdziła się mobilność i wypatrywanie gdzie aktualnie ryba 'stoi'. Potem była już tylko kwestia podania pod nos, prowokowania, czekania i zacięcia w czas. Co do samego zacięcia w późniejszym czasie wędkowania (już po pierwszych obserwacjach) czekałem nieco dłużej, z racji tego że nie mogłem stale napinać całego zestawu. Było to niemożliwe. Dlatego zaufałem wzrokowi i temu, co dzieje się na powierzchni z moją przynętą.
Końcowy wynik to: 3kg karp, 5kg amur, 7kg karp, 6kg karp, 7kg karp.
Zaznaczę że łowisko znam i łowię tam na metodę.
W tym czasie kiedy łowiłem (czyli od 13 do 18) raczej brań nie uświadczałem. Zdarzało się coś wyskubać. Przeważnie żniwo zbiera się (szczególnie teraz jak jest ciepło) od 18-20.
Przyznam że metoda na skórkę przebiła samą metodę (szczególnie w braniach większego karpia). W stawie pływa również spora populacja dużego jazia, jesiostra.
Na następną słoneczną (wtedy było 30c) zasiadkę zabieram znowu sbirulino. Może zwyczajnie był to przypadek?
*wędkowałem na stawie komercyjnym.
P.S korci mnie żeby sprawdzić sposób na PZW. Tutaj pewnie kluczowe okaże się odnalezienie ryb, które wygrzewają się na powierzchni wody.
Reasumując: niesamowicie efektywna i efektowna metoda. Moment, w którym karpiowate pobierają naszą przynętę jest nie do opisania. Polecam tym, którzy jeszcze nie próbowali.
Miłego!