Panowie chciałbym się podzielić swoją sytuacją, wiem, że nikt mi nie da konkretnej rady bo i nikt nie jest w stanie przewidzieć jak sytuacja związana z koronawirusem się rozwinie niemniej jednak, żona mi nie śpi po nocach , rodzice panikują, doradca kredytowy uspokaja a ja jestem po prostu ciekawy co byście zrobili na moim miejscu...
Otóż dosłownie tydzień, dwa przed wybuchem epidemii dowiedzieliśmy się z żoną że w miejscu które bardzo nam odpowiada budują się nowe mieszkania w fajnym standardzie i z korzystną ceną za m2. Postanowiliśmy, że weźmiemy kredyt hipoteczny żeby w końcu mieć coś swojego - rata kredytu kosztowała by nas niewiele więcej niż płacimy za wynajem.
Nawiązaliśmy kontakt z doradcą kredytowym.
Wszystko ładnie pięknie, wpłaciliśmy pieniądze i podpisaliśmy umowę rezerwacyjną (która nie jest wiążąca - gwarantuje tylko że nikt nie podkupi już "naszego" mieszkania) i za troszkę ponad miesiąc ma ruszać budowa. W tym też czasie musielibyśmy podpisać ostateczną umowę która zobliguje nas do regularnych wpłat i jest to czas kiedy musielibyśmy już działać z kredytem. W między czasie wybucha epidemia - za miesiąc muszę podjąc ostateczną decyzję czy decydujemy się na mieszkanie co skutkuje zaciągnięciem kredytu czy rezygnujemy i spółdzielnia oddaje nam wkład z wpłaty za umowę rezerwacyjną.
Doradca kredytowy (który z tego żyje) zapewnia, że nie ma powodów do paniki. Kredyt jaki byśmy brali trwałby 12 lat - mamy spory wkład własny i jeśli raty kredytowe znacznie nie podniosły by się byli byśmy w stanie go na lajcie spłacać.
I teraz tak... Żona najprawdopodobniej straci pracę, firma w której pracuje okazała się kompletnie zadłużona. To jeszcze nie jest najgorsze - myślę że znajdzie sobie inną pracę chociaż w małym miasteczku w którym mieszkamy może to chwilę potrwać , pandemia nie ułatwi tego bo jest to czas kiedy raczej ludzie zwalniaja a nie szukają rąk do pracy...
W dodatku są osoby które mnie straszą, że może być tak, że raty kredytu wzrosną bardzo gwałtownie. Że będzie to skutkiem załamania gospodarki, rosnącą inflacją w związku z pandemią co dopiero nas czeka. Straszą czymś na wzór kryzysu w Stanach , gdzie ludzie nie zdolni do spłaty kredytu tracili domy czy mieszkania. Następstwem były gwałtowne spadki cen tych mieszkań przejmowanych przez banki. I w takiej sytuacji branie kredytu teraz to strzał w kolano - rozsądniej były by przeczekać tą panikę.
Czy taki scenariusz właśnie z roku 2008 jest prawdopodobny? Wiem, że nikt mi tu dokładnie nie odpowie. Chciałbym tylko poznać Waszą opinię czy to rozsądne brać kredyt hipoteczny w tak niestabilnym czasie. (banki zachęcają tym, że w tym roku na początku marca wzrosła o 27% liczba złożonych wniosków kredytowych na domy/mieszkania względem roku ubiegłego
)