W zeszłym roku nie udało mi się zarezerwować noclegów w Dziwnowie (pełne obłożenie prawie do końca wakacji
), więc w tym roku zaklepałem domek dużo wcześniej. W rozmowie z właścicielem okazało się, że w tym roku wielu Polaków zrezygnowało z urlopu, biorąc pod uwagę małą liczbę rezerwacji. Inflacja zrobiła swoje...
Ale do rzeczy - urlop oczywiście rodzinny, więc nie oszukiwałem się, że będę miał sporo czasu na
i tak też było
. W sumie tylko 2 zasiadki (7-8godz) nad wodą, ale dobre i to. Po 4 dniach obserwacji wody, wypatrzyłem z mostu stadko grubych leszczy i jednego prawie metrowego kabana, który z góry przypominał łososia/bolenia (można snuć domysły). Długo nie wytrzymałem bierności wędkarskiej
.
Znalezienie odpowiednio spokojnej i dostępnej miejscówki jest w Dziwnowie nie lada wyzwaniem, ale póki co jeszcze taka się ostała.
Zaraz po rozłożeniu całego majdanu, rozpocząłem bombardowanie Bopperem.
Kije zarzucone, czekamy na brania...
Zdobycze podobne jak 2 lata temu, czyli krąpie do 30cm, kilka ładniejszych płoci, a tak poza tym jazgarze i jedna paskuda...
Dziwna chyba nie bez powodu ma taką nazwę - często było widać, że nurt wyraźnie zapierdziela od strony morza (zapewne powierzchniowa cofka), a po zarzuceniu koszyk ściąga wprost w przeciwnym kierunku
.
Co do aspektów sprzętowych - generalnie kije i zestawy takie same jak 2 lata temu. Koszyki 70g, grube przypony i duże haki - nie ma się co cyrtolić, bo na wszelakie robactwo brania są częste, a jak niechciane paskudy głęboko połkną przynętę to ich odhaczanie jest o wiele łatwiejsze, a i przypony na dłużej zostają nieposkręcane. Na 2 kije przy ciągłych braniach nie dałbym rady, więc jeden zestaw rzuciłem na filecika, ale bez sukcesu. Liczyła się jednak magia miejsca...
Brak czasu, a pod koniec urlopu i zmieniająca się pogoda (
) nie pozwoliły mi nawet za bardzo rozgrzać się wędkarsko, ale cóż życie...
. Mimo wszystko wyjazd bardzo udany, pewnie kiedyś tam wrócę...