Jak to ktoś wcześniej powiedział...
"Problem rzek jest taki, że płyną przez Polskę"
To co się u nas dzieje to jakiś cyrk.
Swawola, każdy robi co chce... taka mentalność, niestety.
Gdyby tylko u nas była normalna, racjonalna mentalność...
Wtedy nie były by potrzebne zarybienia, kontrole, mandaty.
Sytuacja z pracy.
Ojciec koleżanki jest "wędkarzem", a może raczej "wyndkarzem co łapie ryby"
Był zirytowany bezrybiem na PZW, choć określenie to jest zbyt łagodne.
Zapisał się więc do stowarzyszenia, które opiekuje się małym jeziorkiem.
Koszt takiego zezwolenia to 700zł z wpisowym, później bodajże 500 lub 480, ale mniejsza o to.
Sęk w tym, że przez pierwszy rok (lub dwa) nie wolno zabierać ryb z łowiska.
Taki statut stowarzyszenia

Owy decydent nie jeździ tam na ryby, a jeździ dalej na pzw.
A opłacił składkę na tą jedną wodę.
Ale dlaczego nie jeździ i nie łowi tam ryb?
Ano dlatego, że nie można zabierać przez okres inauguracji.
Cytując koleżankę: "Tata mówi, że jak nie można zabierać to na razie nie będzie tam jeździł, bo się nie opłaca"
Nie będzie łowił ryb, bo to bez sensu skoro zabrać i tak nie można.
Myślałem, że padnę jak to usłyszałem.
U mnie w pracy jest 4 wędkarzy.
KAŻDY zabiera złowione ryby, nie ważne czy są jakieś limity czy okresy ochronne.
Kilka tygodni temu jeden z nich zabrał 3 szczupaki 70tki, kilka ogromnych okoni, pod 45-50cm.... pokazując mi fotki z wanny i miski w kuchni.
Okresy ochronne? a co to takiego?
Pomijając fakt, że mamy aktualnie zakaz połowu na przynęty powyżej 5cm i na żywca/trupka.
A owy jegomość łowi sobie elegancko na spławik żywcowy, stalkę, kotwica i płotka 18-20cm

Jak mi się tym chwalił i luźno opowiadał to myślałem, że mnie szlag jasny trafi.
Kłócił się nie będę, powiedziałem mu tylko, że trzeba myśleć co się robi i jakie to ma konsekwencje - nie tylko prawne, ale także dla rybostanu (mała glinianka).
Dla mnie to już przesada.