Nie wyobrażam sobie zostawić w takiej chwili pupila samego. Żegnałem dwa psy. Pierwszy jamnik, jeszcze szczeniak, wył przed śmiercią, mnie to ominęło, bo byłem w pracy, całą traumę przyjęła moja żona. Jak wróciłem z pracy, pojechaliśmy do uśpienia. Na łożu weterynarz powiedział, że żaden zastrzyk nie jest potrzebny, bo pies jest w agonii. I faktycznie po paru minutach odszedł. Drugi berneńczyk, żył z nami 10 lat i jak dostojnie żył, tak też odszedł. Nie jadł, chudł, na koniec przestał nawet pić i gdzieś w kącie usnął cicho na wieki.
To takie same smutne chwile, jak po utracie innego członka rodziny.