Oglądam drugi sezon Wiedźmina i nóż w kieszeni mi się otwiera...
Po pierwsze znów wykastrowano fabułę robiąc z opowiadań i pięcioksięgu Sapkowskiego jakiś gniot. Po jakiego grzyba zmieniać to co doskonałe? Więc znów mamy dziwną historię Yennefer i czarodziejów, tu powiązanych z Nilfgaardem. Wiedźmin zaś wiezie Ciri do Kaer Morhen, gdzie jest stado wiedźminów, co lepsze są nawet tam prostytutki. Eskel zostaje nosicielem czegoś na kształt obcego i chciał zabić Geralta. Koorva! Do tego czarnoskórzy i skośnoocy wiedźmini, czarnoskóre elfy, czarodzieje. Błagam, multi-kulti ma swoje granice... W książkach są wiewiórki, czyli 'powstańcy' którzy się rekrutują z elfów, krasnoludów i hobbitów, tutaj mamy samych elfów, czyli gości strasznie naburmuszonych, co komentują nawet rozmowy pomiędzy uwięzionymi czarodziejkami. No i Yennefer jest ćwierć elfką.
Po drugie to film jest źle zagrany. O ile główni bohaterowie dają radę, to statyści są fatalni. Najgorzej wygląda to chyba w przypadku elfów. A bitwy to już śmiech na sali. Zdobycie Cintry to wielka ilość zakutych w zbroje pieszych rycerzy, którzy nagle walczą z takimi zakutymi w zbroje rycerzami Cintry i walkom wręcz nie ma końca, choć mają przewagę 10:1. Kiepsko wygląda też to, jak dwie bohaterki uwięzione przez elfów, siedzą akurat obok ogniska gdzie siedzą przywódcy elfów w ich wielotysięcznym obozie. Na dodatek ognisko pali się słabo i cholera wie kto je rozpalił. Na Kaer Morhen znów jest tyle świec i pochodni, jakby pracowało tam sporo służby, wiedźmini są zaś wygoleni jakby byli oficerami pruskiej armii.
Jako, że obejrzałem ostatnie odcinki pierwszej serii aby być na czasie po tej kastracji fabuły, to zaryła mi się w pamięci jedna scena. Wiedźmin uwięziony podczas szturmu Cintry stoi przy kracie, i przechodzącego żołnierza korytarzem łapie za pas, wali nim o kratę i odbiera mu klucze przypięte do pasa, bezbłędnie znajdując swój w pęku. Robi to wszystko z dziecinną łatwością, jakby nie mógł tego zrobić wcześniej. Tamten znów jak padł tak leży nieprzytomny, nawet jak inny rycerz przychodzi sprawdzić celę wiedźmina. Jest to tak nierealne, że aż boli. A Geralt po latach niewoli jest ogolony, a jego ciuchy są w doskonałej kondycji! Do tego fatalne szaty i fryzury, charakteryzacja. Sam Wiedźmin często mówi niczym Stachursky, czyli gość z wiecznym zatwardzeniem.
I tak świetny potencjalnie film/serial film zajechał Netflix, oferując holiłudzkie badziewie, z fabułą mądrą jak wypowiedzi Edzi Górniak. Fanów książek ostrzegam, obejrzenie tego filmu może spowodować chęć pierdolnięcia wszystkiego i wyjazdu w Bieszczady, i to zimą.