Żaden tak ,,karpik" proszę się do mnie po imieniu zwracać. Fakt, emocje biorą górę. Raz 2 lata temu miałem branie na spławik. Zarzucone było tak z 10m od brzegu, więc mówie jakiś japoniec. A tu zacinam, ryba muruje do dna, ręce się trzęsą z wrażenia, nie zdążyłem odklipować i ciul. Ryba poszła, a miałem żyłkę 0,25. Na bank była to życiówka, ale cóż, trzba żyć dalej. Dodam, że wzięło na dendrobene, nie na kukurydzę, a tam karpie z reguły na kuku biorą, a wspomniane japońce na robaka. Tak sobie usiadłem i:
myśle, wiedziałem po braniu, że to coś większego, to czego sie nie przygotowałem. Do dziś wszystko pamiętam ( było ok. 10 godziny rano).